wtorek, 31 maja 2016

(5)W sercu piekła



Lochy Miasta Aragos

-Jak chcesz go znaleźć w tym miejscu? Przecież to istny labirynt- Spytał poddenerwowany Soren.
-Spokojnie, muszą go trzymać w najlepiej strzeżonej celi. Ten człowiek zanim tu trafił zdołał bronić się w pojedynkę przed dziesiątkami królewskich inkwizytorów. Przez trzy lata uparcie uciekał od kary. To jeden z najniebezpieczniejszych magów którzy stąpali po tej ziemi- Odpowiedział Vernes rozglądając się po ciemnych lochach i rozświetlając je gasnącą pochodnią.
-Tak właściwie to czemu uwalniamy największego magicznego przestępce ? Możesz mi to wyjaśnić ?
-Bo ten "przestępca" jak go nazwałeś jest nam potrzebny- Lekko zdenerwował się Vernes.
-Skąd wiesz że nam pomoże ?
-Nie wiem...
-Wchodzimy do pierdolonego piekła po to by uwolnić człowieka do którego nawet nie jesteś pewien ?!
-Dokładnie tak synu- Z powagą odpowiedział Vernes. I nie przeklinaj, to nie ładnie - Dodał.
-Że co ? Nie przyszliśmy tu chyba po to abyś uczył mnie kultury.
-Tak , więc znajdźmy w końcu tą cele- Dwójka magów kucała chowając się za zasłoną którą było wgłębienie w ścianie głównego korytarza. Niesamowity smród jaki unosił się w powietrzu był nie do zniesienia właśnie dlatego oboje chcieli wynosić się stąd jak najszybciej. Po chwili małymi krokami zaczęli zmierzać do następnego zakrętu aby nikt nie dowiedział się o ich obecności w tym miejscu. Nagle Soren postanowił niespodziewanie się zatrzymać.
-Schyl się ! -Wykrzyczał. W ułamku sekundy odwrócił się na pięcie i przyzywając lodową włócznie pokierował ją wprost w serce nadchodzącego strażnika. Przeszyty lodowym tworem człowiek upadł na kolana a następnie na klatkę piersiową jeszcze głębiej wbijając narzędzie swej śmierci.
-Popracuj nad czujnością tato- Z uśmiechem skomentował Soren pomagając ojcu podnieść się z ziemi.
-A ty nad wyczuciem, mało brakowało a wzbogacił byś moje czoło o lodowy róg. A teraz trzeba coś zrobić z jego ciałem, jak ktoś je znajdzie to już stąd nie wrócimy.
-Nie mamy na to czasu, za chwile zaczną tędy łazić inni strażnicy, znajdźmy tego człowieka i wynośmy się stąd.
-Ukryjmy je chociaż w którejś z tych pustych cel- Oboje złapali za ciało martwego strażnika i szybkim ruchem zatargali je do celi. Znów oparli się plecami o kamienną ścianę obserwując czy przejście na następny korytarz jest wolne. Po chwili ruszyli w kierunku celi w której miał znajdować się Laxar, mag poszukiwany listem gończym we wszystkich zakątkach Eidenn przez niemal trzy lata. Najemny morderca, chciwy i samolubny kochający adrenalinę i ryzyko ,żyjący w przekonaniu że magia została stworzona by oczyścić świat ze słabych jednostek. Gdy już dotarli do celi i na nią spojrzeli doznali szoku, była ona otwarta a zamek w jej grubych metalowych drzwiach został rozcięty lecz nie ostrzem... a czymś znacznie potężniejszym. Vernes nachylił się nad resztkami zniszczonego zamka leżącego na ziemi.
-Ktoś nas uprzedził ?- Spytał Soren.
-Nie, to jego własna magia-Odpowiedział Vernes.
-Chcesz powiedzieć że on....
-Uwolnił się sam, tak myślę.
-Wynośmy się stąd jak najszybciej- Po tych słowach za plecami dwójki magów pojawiła się grupa trzech uzbrojonych strażników. Ich bogato zdobione zbroje odbijały jedyne promienie światła docierające do tego mrocznego miejsca. Wielkie jednoręczne miecze i metalowe tarcze oznaczały że nie są to zwykli strażnicy lecz straż królewska.
-Pójdziecie z nami, dopuściliście się zdrady przeciwko królestwu Eidenn i samemu wielmożnemu królowi Elricowi, potomkowi pierwszych kr...- w tym momencie w brzuchu strażnika pojawił się lodowy kolec.
-Nie mogłem już słuchać tego bełkotu, wybaczcie- Rzekł Soren z jeszcze wyciągniętą ręką po rzuceniu zaklęcia. Zaraz po tym strażnicy przybrali pozycje bojową zasłaniając się tarczami i podpierając je o ziemie lekko kucając.
-Moja kolej- Pod nosem dodał Vernes wyrzucając dwa ogniste pociski w górę by zaraz potem skierować je w dwójkę wrogów bezlitośnie trafiając ich z powietrza. Następnie dwójka magów rozpoczęła jak najszybszą ucieczkę z tego przeklętego miejsca. Przemierzali biegiem korytarze wypełnione obrzydliwym fetorem gnijących ciał i pleśni zapełniającej puste ściany tego miejsca. Gdy dotarli do wyjścia ich droga została za torowana przez oddział żołnierzy zaś gdy próbowali się cofnąć za sobą zauważyli kolejną grupę. Teraz byli już otoczeni, zdani tylko na siebie w samym sercu piekła. Oparli się o siebie plecami obserwując gotowych do walki ,uzbrojonych żołnierzy.
-To chyba nie mamy innego wyjścia, musimy walczyć. Twoja matka by mnie zabiła gdyby dowiedziała się gdzie cie zaciągnąłem- Lekko uśmiechnął się Vernes.
-Jak zginiemy to przynajmniej w walce , jak przystało na magów-Odpowiedział Soren.
-Zaczynamy?
-Nadążysz za mną ? -Zażartował Soren
-Miałem pytać o to samo- Ojciec nie był mu dłużny.
-Teraz ! - Krzyknął Soren- Rozpoczęła się mordercza walka dwójki samotnych magów z dziesiątkami uzbrojonych strażników. Cios za czar , unik za blok i tak w kółko. W pewnym momencie Soren uderzając o ziemie przywołał wielkie lodowe kolce po których zaraz potem przebiegł i wyskoczył jego ojciec na końcu lądując i podpalając grupę strażników. Wyglądający niczym idealnie dobrany duet magów ,uzupełniali się pod każdym względem. Gdy Soren rozpoczynał ofensywę jego ojciec cały czas go osłaniał by zaraz potem zamienić się z nim rolami. Żaden z nich nie pozwalał by jego partner narażony był na niebezpieczeństwo. Lecz przewaga liczebna wojska dawała o sobie znać, po chwili resztki żołnierzy zdołali zepchnąć Vernesa wraz z synem pod ścianę i powalić na ziemie, szybko związani, pobici i wycieńczeni byli prowadzeni w stronę cel gdy nagle słyszalny w całych lochach głośny hałas przerwał pochód. Oficer stojący na samym przodzie wyszedł za zakręt sprawdzić co wprawiło resztę w tak wielkie przerażenie, po chwili okrzyk bólu zmroził krew w żyłach wszystkich obecnych, był on lekko przytłumiony jakby ktoś chciał zatkać usta swej ofierze. Kroki zbliżającego się wroga wprawiły wszystkich w strach, gdy nagle z za zakrętu wyłoniła się postać w podartych spodniach i skórzanych butach ,na górze zaś ubrany w poplamione łachmany, wyglądał na około 40 lat. Niedbale ścięte blond włosy do ramion i blizna na jego twarzy ciągnąca się od prawego oka aż po lewy kącik ust świadczyły o tym że w królewskich lochach ludzi traktuje się gorzej niż zwierzęta  .Wyraz jego twarzy był lekko psychodeliczny, wpatrywał się on w grupę strażników zaraz potem spoglądając na Sorena swymi brązowymi ślepiami. Lecz to wszystko było niczym w porównaniu do widoku który zaraz zdołali ujrzeć wszyscy gdy tylko wyłonił się cały. W ręce trzymał za włosy głowę przed chwilą jeszcze żywego oficera wydającego rozkazy całej grupie. Teraz martwy już z przerażonym wyrazem twarzy i głową oddzieloną od reszty ciała. Vernes przez chwile wpatrywał się w postać która właśnie wyszła z za zakrętu, bez wątpienia był to Laxar. Jednym ruchem przemknął między żołnierzami jak gdyby się teleportował. Po chwili wszyscy upadli martwi, z wyjątkiem Sorena i jego ojca, najwyraźniej Laxar właśnie ich chciał oszczędzić.
 -Wielki Vernes, niegdyś królewski doradca teraz skazany wyłącznie na moją łaskę. Narobiliście tu niezłego hałasu odciągając uwagę od mojej pustej celi. Dzięki wam jestem wolny.
-Skąd wiedziałeś że tu będziemy ?-Spytał zaniepokojony i lekko poddenerwowany Vernes. Który przepalał już więzy które ograniczały jego ruchy, próbował on więc zagadać Laxara by ten niczego się nie spodziewał
-Mam sporo przyjaciół w tych regionach którzy zdolni są nawet poświęcić swoje życie i posadę by mi pomóc. Co do twoich więzów to wystarczyło poprosić , pomógł bym. Wiem też po co tu jesteście- Vernes ze zdziwieniem słuchał że czujność jego rozmówcy jest tak duża. Gdy już oswobodził siebie i Sorena znów zwrócił się do Laxara.
-Nie mogłeś więc poczekać?-Spytał.
-Nie lubię czekać, wystarczająco czasu spędziłem w tym zasranym miejscu.
-Więc pomożesz nam czy nie?- Wtrącił Soren.
-Może tak, może nie. To zależy ile zapłacicie.
-Nie wystarczy ci że jesteś dzięki nam wolny ?- Zdenerwował się Soren.
-A to pewnie jest twój syn...Taki podobny do ciebie. Wiem o nowym zakonie, i nie pomogę wam. To nie dla mnie, mój czas to pieniądz- Odwrócił się na pięcie i depcząc po ciałach martwych strażników Laxar udał się w stronę schodów prowadzących do wyjścia.
-Nie chciał byś się zemścić na człowieku który zrobił ci tą bliznę? Damy ci ku temu okazję- Krzyknął Vernes. Po tych słowach Laxar na chwilę przystał jakby się wahał co do swojej decyzji.
-Dam sobie radę sam spłacić swe długi-Odpowiedział kontynuując wchodzenie po schodach. Vernes wraz z Sorenem stali nieruchomo. Po chwili Vernes złapał syna za ramię.
-Jeszcze się do nas zwróci-Odrzekł. W jego oczach Laxara była chęć zemsty, a to siła nad którą ciężko zapanować.

Miesiąc później, Dom magów.

-Więc mamy wszystkich -Odrzekł Vernes. 13 najpotężniejszych magów i 8 czarownic. Nowy zakon odbudowany od podstaw. Jestem z was wszystkich dumny- W salonie domu panował ogromny tłok, niektórzy magowie zasiadali przy stołach, inny zaś stali opierając się o ściany. Nagle w cały pomieszczeniu rozległo się głośne pukanie do drzwi. Venes podszedł do nich i uchylił je lekko.
-Wyczekiwałem cię- Odrzekł.
-Znajdzie się tu jeszcze jedno miejsce? -Dodał Laxar.

sobota, 21 maja 2016

Symbol nowego zakonu


(4)Udumo

Okolice wsi Jarvel

Czwórka magów dosiadających konie zmierzała ku jednej z okolicznych wsi, nazywanej, Jarvel na cześć  generała, który wraz ze swoimi wojskami ocalił przed wiekami te tereny od najeźdźców z północy. Kraina słoneczna i pełna życia, wolna od wojny i wszelkich problemów a ludzie szczęśliwi i pogodni, pochłonięci byli swymi codziennymi zajęciami takimi jak rąbanie drewna czy pranie nad rzeką. Na granicy to normalne, tutaj nie dotarła dotychczas ręka młodego Elrica i jego doradcy.
-Ukrywanie się po wsiach, to do niego nie podobne- Rzekł Irid.
-Właśnie, dlatego wybrał to miejsce- Odpowiedział Soren-Nikt nie spodziewał się, że właśnie tutaj spędzi cały ten czas.
-Czemu to zrobił? Mógł zapobiec śmierci wielu ludzi-Spytała zaniepokojona Eiva.
-Wyjaśnimy wam wszystko, gdy dotrzemy na miejsce- Ze spokojem odpowiedział, Soren- To już niedaleko, to ten dom na końcu. Na skraju wsi stało domostwo obrośnięte przez zielone pnącza, było większe niż reszta we wsi, co wskazywało na dużą liczbę jego mieszkańców. Drzwi były bogato zdobione wyglądały jakby ktoś chciał je spalić, nie pasowały one do całości jak gdyby zostały ukradzione z zamku i wstawione do wiejskiego domostwa. Na twarzy wszystkich magów z wyjątkiem Sorena zawitał uśmiech, wiedzieli, że zdobienia wypalone na drzwiach nie są tu dla ozdoby, lecz pełnią funkcje ochronną. Zaklęcie widniejące na drzwiach było bardzo silne i dało się poznać, że nie rzucił go zwykły mag.
-Czuć jego magie w powietrzu, poznam ją wszędzie- Zażartował Irid. Soren przyłożył prawą ręką do zdobień na drzwiach, które przy kontakcie z nią zapłonęły żywym ogniem, po czym dało się usłyszeć dźwięk otwieranego zamka.
-Wchodźcie-Soren otworzył szeroko drzwi. Oczom wszystkich ukazało się pełne ciepła i pozytywnej energii wnętrze wypełnione książkami, drewniane ściany jak i kamienny kominek tworzyły atmosferę tego miejsca, dla trójki magów było to zaskakujące gdyż inaczej wyobrażali sobie dom potężnego i mądrego maga, jakim był Vernes.
-Wróciłem! - Krzyknął Soren. Nagle z kuchni wyłoniła się odrobinę niższa od Sorena postać, lekki zarost na jego twarzy dodawał mu powagi, Rysy twarzy podobne do swojego syna, Oczy niebieskiej niczym krystalicznie czysty ocean i pofalowane włosy do ramion przypomniały wszystkich, z kim właśnie się zetknęli. Na jego lewym przedramieniu widać było ten sam tatuaż, który miał Soren.W jego oczach zaś zbierające się łzy wzruszenia po tym jak ujrzał swych przyjaciół.
-Irid! Dobrze cię znów widzieć-Odparł Vernes ściskając swego przyjaciela- Dziękuje, że zaopiekowałeś się Sorenem, gdy ja nie mogłem tego zrobić.
-Eiva! Dziecino jak ty wyrosłaś!
-Jestem od ciebie starsza...-Ironicznie dodała, po czym wskoczyła w ramiona mężczyźnie.
-I ty Tariusie, pamiętam, gdy dawałem ci nauki. Byłeś jeszcze wtedy zwykłym żołnierzem, ehh za czasów króla, Urdena wszystko było inne. Zaraz wszystko wam wyjaśnię, ale najpierw siadajcie. Cała piątka magów, zatem zasiadła przy drewnianym stole zastawionym parverską porcelaną.
-A! Zapomniałbym. Rin! Mogłabyś przynieść wina?- Spytał Vernes. Po chwili po drewnianych schodach szła nieznana postać. Wyglądała ona nietypowo, włosy po lewej stronie miała zgolone brzytwą niemal do zera część pozostałych zaczesaną na prawą a całą resztę spiętą z tyłu głowy. Jej zielone oczy były wręcz niezauważalne przy jej nietypowym wyglądzie, który odciągał całą uwagę. Ona także miała tatuaż na lewym przedramieniu, ten sam, co jej współlokatorzy. Drobne ciało i ledwo zauważalne brwi kompletnie nie pasowały do jej wyglądu. Miała w sobie coś intrygującego, coś, co wzbudzało w innych niepokój. Szczególnie w Eivie, która już na początku rzuciła ku niej ostre spojrzenie i nie była to tym razem tylko jej niechęć do towarzystwa innych kobiet.
-Proszę- Dziewczyna grzecznie położyła butelkę wina na stolę nie spuszczając wzroku z Eivy, która sprawiała wrażenie zdenerwowanej.
-Ringaret Auriel Santris...Córka największego skurwiela w tym kraju, który niedawno próbował nas zabić a Sorena nawet trzy razy- Odparła Eiva tłumiąc w sobie gniew, co dało się dostrzec- Może mi ktoś wyjaśnić, co ona tutaj robi? Dziewczyna stała niewzruszona jakby zdanie Eivy nic nie znaczyło.
-Spokojnie, nie traktuj jej jak wroga-Starał się załagodzić spór Soren.
-Pozwól, że ja jej to wyjaśnię- Wtrąciła się niespodziewanie Rin. Jej głos delikatny niczym poranna rosa koił uszy pozostałych magów -Nienawidzę mojego ojca tak samo jak wy wszyscy a może i bardziej. Patrzenie jak morduje moją matkę jest chyba do tego wystarczającym powodem i jeśli ci to pomoże przetrawić moje towarzystwo powiem ci, że mnie także chciał zabić. A teraz siedź i słuchaj, co Vernes ma ci do powiedzenia- Pewnie i dobitnie zadecydowała, co sprawiło, że na twarzy Eivy widoczny wcześniej grymas stał się jeszcze bardziej przerażający a jej ręce niespodziewanie zaczęły drżeć ze wściekłości jakby zaraz miała zerwać się do walki.
-Dziękuje Rin -Rzekł Vernes lekko się uśmiechając.- Pewnie zastanawiacie się jak to się stało, że żyje...Już spieszę z wyjaśnieniami. Jak wiecie wszyscy myślą, że to ja zabiłem króla tuż po tym jak kazał od wycofać żołnierzy z Kirhem. Sprawa wygląda jednak nieco inaczej, poproszono mnie był spalił całe miasto wraz ze mną i królem. Zrobiłem jak mi kazano, lecz nie pozwoliłbym królowi umrzeć, wytworzyłem, więc barierę ochronną nad mną i królem. Staliśmy się jedynymi osobami, które wyszły z tego żywe...
-Więc co z królem? Gdzie on jest?- Wtrącił Tarius.
-Musieliśmy się ukrywać by znów nie wywołać wojny, lecz gdy jego głupi synalek zrobił to za nas, król chciał się ujawnić. Udał się, więc do zamku był znów zasiąść na tronie, jednak jego syn wyprał się ojca i wtrącił go do lochu mówiąc, że nie odda mu tronu. Chciałem go odbić, lecz się spóźniłem, gdy się tam udałem został on zamordowany potajemnie w lochach Aragos.
-Skurwysyn...-Skomentował Irid. Na twarzach wszystkich widać było gniew i zbierającą się nienawiść.
-Dobrze, teraz przejdźmy do rzeczy. Jak wszyscy wiemy Isarion objął posadę królewskiego doradcy, równa się to już z przekazaniem mu tronu. Jego umiejętności perswazji potrafiły omotać nawet największe umysły, więc Elric to tylko formalność. Zebrałem was tu gdyż nadchodzą dla nas, magów ciężkie czasy, jeśli czegoś nie zrobimy...Nas wszystkich czeka śmierć. Zakon musi zostać reaktywowany, zbierzemy najpotężniejszych magów z całego królestwa i nie tylko, by walczyć o naszą wolność.
-Większość z magów została złapana lub zginęła, jesteśmy na wyginięciu. Jak chcesz zebrać ludzi, którzy będą gotowi oddać życie za wolność garstki pozostałych?- Wtrąciła Eiva
-Podnieś tych, którzy cię podniosą, nakarm tych, którzy cię nakarmią i chroń tych, którzy cię ochronią. Gdy im pomożemy oni pomogą nam. To jak? Zgadzacie się? Na twarzach  siedzących przy stole magów pojawił się grymas jakby nie byli przekonani do pomysłu, Vernesa.
-Należałam do starego zakonu, na szczęście odeszłam przed rzezią i jego tragicznym końcem. Ten skurwiel zabił mi wtedy brata, każda okazja by go pomścić jest dla mnie darem. Wchodzę w to- Zaczęła Eiva, jako drugi odezwał się Irid.
-Jeśli ona idzie, to ja też. Jeszcze zrobi sobie krzywdę czy coś...-Rzucił szydercze spojrzenie na Eivę.
-Nie wiem czy to dobry pomysł, brak nam ludzi. On ma przewagę w sile jak i w ilości...Lecz to ty nauczyłeś mnie magii, dzięki tobie zostałem żołnierzem. Mam wobec ciebie dług-Jako ostatni dodał Tarius.
-Co oznacza tatuaż, który was zdobi? Gdy jeszcze należałam do zakonu nikt go nie nosił- Spytała zaciekawiona Eiva.
-To smok zwany Udumo, w dawnych wierzeniach był symbolem honoru i odwagi. Legenda głosi, że pierwsi magowie zdołali zapieczętować go w drewnianym kosturze, który był tak silnie naszpikowany magią, że postanowili go ukryć tak by nikt więcej nie mógł korzystać z jego mocy. Ale to tylko legenda - Lekko uśmiechnął się Vernes. -Teraz jego podobizna służyć nam będzie, jako symbol nowego zakonu.
-No to, na co jeszcze czekamy? Do dzieła!- Zerwał się Irid.