niedziela, 24 kwietnia 2016

(3)Potęga doświadczenia

Miasto Aragos, miesiąc po tragedii w stolicy Eidenn.

Miasto Aragos jak zwykle było słoneczne i pełne pozytywnej energii. Dzieci wesoło bawiące się na podwórkach domów w dzielnicy mieszkalnej jak i ciężko pracujący rybacy w części  portowej tworzyli to miasto. Było ono pełne tradycji i spokoju, jedynym aspektem psującym cały klimat tego miejsca był zamek Króla Elrica będący także najwyższym punktem miasta. Tuż przy głównym placu zapełnionym różnorodnymi stoiskami kupców ze wszystkich stron świata znajdowała się karczma człowieka zwanego Ersen to właśnie do niej zmierzało dwóch magów idących główną ulicą. Stanęli przy wejściu i pewnym ruchem otworzyli drzwi do karczmy aż zaskrzypiały, zapełniona po brzegi klientami słyszana była z końca placu. Elfy, krasnoludy, Bhuny i nawet grupa wędrownych Erenwirów siedzących po prawej stronie od wejścia. Karczma pełna zapachu świeżego chleba i pieczonego prosiaka rozbrzmiewała dźwiękami zabawy i zderzających się glinianych kufli. Był to widok nietypowy gdyż od czasu ponownego wybuchu wojny karczma świeciła pustkami, budziło, więc to zdziwienie na twarzy młodego Sorena stojącego u wejścia budynku. Nagle jego oczom ukazał się mężczyzna, gruby i brudny od pracy przy jedzeniu lecz uśmiechnięty bardziej niż ktokolwiek w całej karczmie. Jego lekki zarost i resztki włosów na głowie rzucały się znacząco w oczy, lecz tym, na co Soren zwrócił uwagę w pierwszej kolejności była blizna na jego policzku. Ciągnęła się od lewego ucha aż po sam kącik ust.
-Soren! Jak dobrze cię widzieć!- Wykrzyczał radośnie.
-Ciebie też- Z mniejszym entuzjazmem odrzekł chłopak. Towarzyszący mu mag nie odezwał się ani słowem.
-Siadajcie, naleje wam piwa i pokroje mięsa.
-Nie trzeba, wolałbym byśmy porozmawiali na górze...-Nalegał Soren.
-A...Czyli o to chodzi...Dobrze chodźmy. Irvel! Przypilnuj karczmy pod moją nieobecność-wykrzyczał do jednej z kobiet podających jedzenie.
Cała trójka wchodziła po drewnianych schodach na pierwsze piętro. Trzeszczały one niczym przeciążony wóz. Dom, na którego parterze znajdowała się karczma nie był nowy, widać było, że pamięta odległe czasy. Gdy weszli na pierwsze piętro gospodarz otworzył pierwsze drzwi po lewej i wprowadził gości do środka. Była to jego sypialnia, zwykła prosta sypialnia prostego człowieka chciałoby się rzec. Soren usiadł na krześle przy łóżku nie pytając gospodarza o zgodę. Jego towarzysz zaś na krześle obok. Zaś gospodarz siadł na łóżku, które znajdowało się przed nimi.
-Dużo gości...Myślałem, że od czasu wybuchu wojny rzadko, kto tu przychodzi-Odezwał się Soren.
-Czasy się zmieniły, od kiedy król ma nowego doradcę ludziom zaczęło się żyć lepiej-Odpowiedział Ersen
-Król? Żyć lepiej? Co ty w ogóle mówisz? A tą bliznę to może zrobiłeś sobie myjąc stoliki?- Odrzekł podenerwowany
-Soren, posłuchaj...Elric jest królem i musimy się z tym pogodzić, nie możemy nic zrobić. Tym bardziej zabraniam ci się mścić...Gdy uciekłeś to oni...Oni zaczęli cię szukać, przeszukiwali domostwa a mnie zatargali do lochów i przesłuchiwali. Nic nie powiedziałem Soren...
-To jasne...Nie bili by cię przecież za współprace...Dobrze, nie będę się mścił bynajmniej nie za twoją bliznę.
-Od kiedy znalazł tego nowego doradcę w mieście żyje się lepiej, ludzie nareszcie przestali głodować i bać się wyjść na ulice.
-Kim jest ten jakże wspaniały człowiek?- Odpowiedział z ironią Soren.
-Nie znam go, pierwszy raz ujrzałem go tydzień temu, gdy zarządzał wojskiem pod zamkiem. Elric powierzył mu praktycznie całe królestwo, musi mu ufać i to bardzo. Dziwi mnie jednak to, że z tego, co mówią plotki to jest on magiem a wiesz jak bardzo król was nie lubi.
Po Sorenie widać było zdziwienie i lekki niepokój. Tarius siedzący obok nagle trochę się ożywił.
-Jak wygląda ten mag?- Spytał Tarius.
-Ubiera się w czerń, szczupły wysoki, dobrze mu z oczu patrzy.
-A coś więcej? Kolor włosów?
-Czarne jak smoła, krótkie i zaczesane na bok, często chodzi w kapturze, wielki on taki ze zakrywa mu całą głowę aż twarzy nie widać. Raz tylko żem go widział bez kaptura, zdenerwowany wtedy był czymś i to chyba nie byle, czym.
Soren i Tarius spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
-Nie żebym was wyganiał, ale dziś mają polować na jakąś kapłankę...Smoczą chyba czy jakoś tak. Jeszcze was złapią i co wtedy?
-I tak planowaliśmy się już zbierać, co nie Soren?- Wtrącił Tarius łapiąc Sorena za rękaw płaszcza. Oboje wstali i udali się powolnym krokiem w stronę drzwi.
-Nie zróbcie nic głupiego...-Dodał na koniec Ersen.

Godzinę później

-Jak chcesz ją znaleźć? Smoczy kapłani pozostają anonimowi by nikt nie chciał posiąść ich mocy -Rzekł Soren.
-Ktoś mający w sobie tak dużo energii magicznej nie jest w stanie tego ukrywać, istnieją oczywiście zaklęcia maskujące energie, lecz nikt nie jest w stanie ukryć jej całkowicie-Odpowiedział Tarius jedzący świeże jabłko, które wziął z karczmy.
-Więc umiesz ją znaleźć?- Spytał zaniepokojony Soren.
-Ja nie...Ale nasz królewski doradca zapewne umie.
-Chcesz mi powiedzieć, że będziemy czekać aż Isarion ją znajdzie? I co potem? Chcesz z nim walczyć?!- Zdenerwował się Soren.
-Nie...-Powiedział mlaskając
-To, co będziemy robić?- Odrzekł coraz bardziej zdenerwowany Soren.
-Ehh, ale ty jesteś irytujący, zrobię to tak jak w lochach zamku Eidenn-Tarius był spokojny jakby było to proste i szybkie zadanie.
-A co ze mną? Co mam robić?- Spytał zafascynowany.
-Ty? Będziesz na mnie czekał w lesie na północ od głównej bramy...
-Żartujesz? Mam stać i na ciebie czekać?!- Wykrzyczał Soren.
-Tak, dokładnie to chce powiedzieć. A teraz już ruszaj, Isarion właśnie wychodzi -Odrzekł Tarius kończąc jedzenie jabłka. Po chwili oczom obydwu magów obserwujących z ukrycia wejście do zamku ukazał się królewski doradca.

Wieczór tego samego dnia.

Słońce powoli chowające się za widnokręgiem oddawało swoje ostatnie promienie, gdy grupa królewskich tropicieli wraz z doradcą i plutonem egzekucyjnym zmierzali do ruin starej farmy obok miasta, to tam właśnie odbyć się miała egzekucja. Tuż za nimi w ukryciu podążał Tarius w niewiedzy o tym, że Soren nie posłuchał się go i cały czas podąża za nim. Nagle pluton egzekucyjny stanął w miejscu a jeden z mężczyzn zdjął szmaciany worek z głowy kobiety. Była młoda, miała niewiele ponad 16 lat, długie blond włosy jasne niczym poranne promienie słońca a jej twarz była pulchna, można było ujrzeć na niej grymas i wzrok przerażenia.
-To tutaj zginiesz, przyjrzyj się dobrze, bo to ostatnie miejsce, które zobaczysz-Rzekł ten sam mężczyzna, który zdjął worek z głowy dziewczyny.
-Wykonać wyrok! - Krzyknął królewski doradca wyjmując z kieszeni swego płaszcza klejnot, który kolorem przypominał świeżo wylaną krew, sam kolor wzbudzał strach w oczach świadków. Nagle z za drzew wybiegł rozpędzony Tarius, jedyne, co widział to swój cel, cel, który musi zrealizować. Biegł wprost na młodą kapłankę, lecz popełnił błąd nie zauważając nadlatującego w jego stronę zaklęcia Isariona. Tarius rozpędzony upadł na ziemie sunąc ciałem przez parę metrów obracając się przy tym.
-O...To ty...Ty mi wtedy przeszkodziłeś w zabiciu tego ścierwa- Odpowiedział podekscytowany Isarion, jego głos brzmiał niczym głos psychopaty uszczęśliwionego nową ofiarą.
-Khm...-Wydusił z siebie Tarius. Isarion powolnym krokiem zmierzał do Tariusa, jak kat do swej ofiary. Nagle niespodziewanie poczuł silny ból między łopatkami, był tak silny, że zdołał powalić mężczyznę na jedno kolano, zaklęcie Sorena wychodzącego właśnie z ukrycia pewnie rzucone w stronę wroga, idąc odepchnął on oddział próbujący mu przeszkodzić w pomocy Tariusowi. Po chwili rzucił kolejne przypominające kule zbitych i kłębiących się błyskawic, odepchnęło Isariona na odległość około dwóch metrów. Gdy mężczyzna zaczynał wstawać na jego twarzy dało się dostrzec tak wielkie zdenerwowanie, że nawet pewny siebie Soren zdołał się go wystraszyć. Wiedział, że teraz nie ma już odwrotu, musi dokończyć to, co zaczął, rzucił trzecie zaklęcie, lecz tym razem zostało zablokowane przez barierę, którą zdołał wytworzyć na pół stojący Isarion. Biegnąc, Soren nagle zatrzymał się w odległości paru metrów od swojego rywala, Isarion wstał i zrzucił z siebie płaszcz, który miał na sobie.
-No chodź bękarcie! Zobaczymy czy wdałeś się w ojca- W głosie Królewskiego doradcy słychać był podenerwowanie i niepokój tak jakby bał się swego przeciwnika. Soren zacząłem rzucać zaklęcia z niewiarygodną i niespotykaną jak dla niego szybkością, błyskawica za błyskawicą, ostrze za ostrzem, pocisk za pociskiem. Tempo, jakie narzucił było tak ogromne, że na twarzy blokującego jego ciosy Isariona widoczny był strach, pierwszy raz od bardzo dawna. Żaden z magów nie chciał odpuścić, zaklęcie za blok i tak nieprzerwanie przez niecałą minutę. Nagle Soren upadł na kolana i podparł się o ziemię ręką dając znać rywalowi, że opadł już z sił.
-Moja kolej- Rzekł Isarion, na którego twarzy pojawił się jeszcze większy gniew, po którym zostało rzucone zaklęcie w stronę Sorena leżącego na ziemi. Nie było to zaklęcie, które rzucał wcześniej, te było inne wyglądało jak kula stworzona z materiału przypominającego nieznaną czarną energie. Kula leciała wprost na twarz młodego mężczyzny, lecz ten w ostatniej chwili zdążył rozproszyć zaklęcie i odrobinę je zamortyzować. Przyjął je całym ciałem, które po chwili zostało wybite w powietrze w skutek uderzenia. Bezwładne ciało Sorena unosiło się nad ziemią by po chwili z wielkim impetem upaść w dół. Soren ledwo żywy leżał na ziemi widząc, że jego towarzysz wraz ze smoczą kapłanką uciekają w kierunku lasu, jedyne, co zdołał zrobić to wyciągnąć obolałą rękę ku przyjacielowi, lecz ten widząc to odwrócił tylko głowę i teleportował siebie i swoją towarzyszkę. Na wyciągniętą rękę Sorena po chwili nadepnął, Isarion, bez litośnie łamiąc ją za pomocą zaklęcia. Krzyki Sorena był tak głośne, że przerażały nawet pluton egzekucyjny obserwujący całą sytuację. Doradca poniósł chłopaka za fraki i wymierzył potężny cios w jego brzuch. Z ust chłopaka wypłynęła krew, spływała ona po brodzie kapiąc na ubranie Sorena.
-Nikt ci już nie pomoże-Rzekł zirytowany Isarion.
-Pierdol się...-Zdołał wykrztusić chłopak. Po tych słowach przyjął kolejne uderzenie, tym razem na twarz. W powietrzu słychać było dźwięk łamanej szczęki i okrzyki bólu młodego chłopaka. Lecz Isarion nie miał dosyć, chciał on dobić swą ofiarę serią morderczych zaklęć. Soren z każdym kolejnym uderzeniem odpychany był po ziemi coraz dalej, gdy w końcu przestał się ruszać jego rywal postanowił odpuścić i podejść do jego ciała.
-Nie żyje- Stwierdził przykładając dwa palce do szyi martwego chłopaka.
-Co mamy z nim zrobić?- Spytali mężczyźni z plutonu egzekucyjnego.
-Wrzucić do rowu, jest takim samym śmieciem jak jego ojciec- Powiedział z pogardą.
-Potęgi nabiera się wraz z doświadczeniem-dodał na koniec Isarion
Po chwili mężczyzna teleportował się do zamku a pozostali mężczyźni zrobili to, co kazał. Po upływie pół godziny na miejsce podjechał nieznany wóz zaprzęgnięty w dwa brązowej maści konie, z którego wysiadła dwójka postaci w kapturach.
-Spóźniliśmy się -Stwierdziła jedna z nich.

14 Miesięcy później

-To mówicie, że egzekucja dzisiaj na północ od wsi? Tam na stepie?
-Tak mości panie-Odpowiedział wieśniak
-Dziękuje, macie tu trochę grosza, trudne czasy nastały-Powiedział tajemniczy postać okryta peleryną.
Nieznajomy wsiadł na konia i pognał, czym prędzej we wskazane miejsce. Po chwili widać już było oddział lekko opancerzonych żołnierzy i maga stojącego na ich czele, wszyscy na przeciwko związanych postaci. Był to mag Tarius wraz z Eivą i Iridem czekali oni na stracenie. Tajemnicza postać zsiadła z konia i stanęła w miejscu patrząc na rozwój wydarzeń nagle jeden z żołnierzy wydarł się w jej kierunku.
-Hej ty! Spierdalaj stąd! Już!- Tajemnicza postać dalej stała niewzruszona. Po chwili cały oddział patrzył już w stronę nieznajomego i żołnierza, który zmierza w jego stronę wyjmując miecz z pochwy.
-Guza szukasz?!- Wykrzyczał będąc niecałe trzy metry od tajemniczego człowieka. Nagle postać ta mocno chwyciła za rękę przeciwnika a drugą ręką stworzyła coś, co przypominało lodowy miecz, który po chwili szybkim ruchem przeciął przeciwnika na pół. Cały oddział uciekał już w popłochu, ale Isarion nie miał w zwyczaju uciekać. Tajemnicza postać zrzuciła z ciebie pelerynę z kapturem. Oczom wszystkich ukazał się młody mężczyzna przypominający Sorena, lecz jakby doroślejszego, poważniejszego i z blizną na szyi. Jego wzrok był pełen spokoju i pewności siebie, wiedział on, po co tu przybył i czego chce. Na jego lewym przedramieniu widniał tatuaż kostura wykończonego smokiem u nasady, smok wijący się na kosturze był  symbolem Zakonu Czarnej Róży. Zakon rozpadł się lata temu, dlatego zdziwił go fakt posiadanie go przez chłopaka.
-Skąd masz ten tatuaż?! Kto ci go zrobił? Mów!- Wykrzyczał zdenerwowany Isarion, w jego głosie usłyszeć się dało dozę strachu.
-Zdziwiony, co? Trzeba było mnie wtedy dobić- Chłopak szybko zmienił temat.
-To niemożliwe, zabiłem cię wtedy i kazałem wrzucić do rowu- Wydusił zdziwiony królewski doradca.
-Cóż, pomógł mi wtedy pewien miły człowiek- Rzekł Soren, po czym zaczął iść w stronę przeciwnika. Isarion postanowił tym razem upewnić się, że jego rywal zginie, zaczął rzucać w jego stronę zaklęciami. Przez gniew, który go przepełniał nie myślał już nad swoimi posunięciami, popełniał błędy, których normalnie nie był by wstanie popełnić. Tym razem to Soren zablokował jego morderczą serię. Doradca zdołał rzucić  jeszcze dwa zaklęcia w stronę rywala, po czym opadł z sił.
-Moja kolej- Na ustach Sorena pojawił się szyderczy uśmiech jakby gardził on błędami przeciwnika. Soren w ciągu kilku sekund wyczarował wokół siebie chmarę lodowych kolców, które od razu skierował w stronę przeciwnika. Wszystkich udało mu się uniknąć, z wyjątkiem jednego, który trafił go w prawe udo. Isarion upadł a młody Soren nie tracąc czasu podbiegł do niego kopiąc frontalnie w jego klatkę piersiową. Mężczyzna leżał na ziemi, wszystko wskazywało na to, że tym razem role się zamieniły, lecz ten teleportował się parę metrów dalej. Soren nie spuszczał przeciwnika z oczu, śledził każdy jego ruch by tym razem to on zdobył przewagę w walce. Isarionowi udało się wstać, zrobił to jednak z wielkim bólem, co było widać po grymasie na jego twarzy. Nagle postanowił wyjąc lodowy kolec tkwiący w udzie, jednym, szybkim ruchem wyrwał go i odrzucił jakby nie robiło to na nim wrażenia. Próbował zachować szacunek w oczach przeciwnika, lecz na Sorenie nie zrobiło to wrażenia. Postanowił nie dawać przeciwnikowi chwili wytchnienia i znów rozpoczął ofensywę. Rozbiegł się w stronę Isariona po drodze unikając nadlatującego zaklęcia przypominającego zielony promień, obrócił się przy tym całkowicie, lecz biegł dalej, zaklęcie wręcz otarło się o jego klatkę piersiową. Chłopak był zaledwie kilka kroków od swego przeciwnika, po chwili w jego dłoni kształtować się zaczął lodowy miecz. Cios, który zadał w swojego przeciwnika zranił go mocno w lewe ramię a Soren został szybko odepchnięty przez zaklęcie obronne. Soren się nie poddawał, dalej nacierał na przeciwnika próbując zadać atak lodowym orężem, lecz został on szybko trafiony przez swego rywala. Kopnięcie kolanem wymierzone tuż po uniknięciu ciosu Sorena było tak mocne, że zdołało powalić chłopaka na ziemię. Isarion zaś poczuł silne uderzenie w lewą stronę żeber, które zdołało odepchnąć go na kilka metrów, było to zaklęcie Eivy, która uwolniła siebie jak i dwójkę magów jej towarzyszących. Ranny Isarion widząc to znów się teleportował, tym razem z dala od walki. Był to drugi raz w życiu, kiedy królewski doradca zmuszony był do ucieczki.
-Gdzie byłeś przez ten cały czas? Myśleliśmy, że nie żyjesz!- Wykrzyczała, Eiva
-Mam dla was wiadomość- Powiedział spokojnym głosem Soren.
-Co!? O co chodzi?!-Spytał, Irid.
-Mój ojciec żyje.