Okolice wyżyny Hirenval
Było to jedno z niewielu miejsc, do którego nie dotarła wojna i król Elric
ze swoim wojskiem. Miejsce to znane z pięknych górskich krajobrazów
rozchodzących się wokół nie potrafiło zawieść człowieka, który tędy
przechodził. Na dole piękne zielone lasy, majestatyczna leśna zwierzyna a na
górze ośnieżone czyste jak len górskie szczyty. Górskie drogi wykute w skałach stały
się najszybszą drogą do szczytu, na jednej z nich widać było dwóch wędrowców
podróżujących konno. Byli to magowie Soren i jego starszy kolega Irid będący
dla niego jak mentor. Zmierzali na coroczne zebranie rady czarodziejów, które
odbywało się w pierwszy dzień lata. Argel król państwa Eidenn użyczał magom, co
roku swego zamku by ci mogli się naradzać w ważnych kwestiach.
-Ostatni raz daje ci nas prowadzić! - Wykrzyczał Irid.
-Gdybyś tak nie narzekał byli byśmy już na górze-odpowiedział Soren.
-Nie widzisz, że na droga się sypie? Prędzej nas zabijesz niż tam dotrzemy.
-Nic się nie sypie, jadę tędy, co roku. Może trochę się rozwaliła od ostatniego zebrania rady, ale to solidna droga wybudow...O Kurwa!
Pod kopytami wierzchowca Sorena zerwał się kawałek drogi i runął w dół. Spłoszony wierzchowiec niemal nie zrzucił obydwu magów w przepaść. Na twarzy Sorena widać było zażenowanie i wstyd w przeciwieństwie do Irida, który pogardliwie rzucił na niego wzrok.
-Chcesz coś jeszcze dodać?- Ironicznie spytał Irid.
-Zawsze wytrzymywała...
-Dobra zawracamy, przez twoje skróty mamy pół dnia drogi straty.
Oboje zawrócili i zmierzali drogą, którą weszli na wykutą w skale ścieżkę. Po lewej stronie widać było wielką przepaść a po drugiej była ściana skalna, o którą wręcz musieli się ocierać by nie spaść. Gdy okrążyli już górę zaczęło robić się ciemno.
-Dzisiaj już tam nie dotrzemy, rozbijemy tu obóz i przeczekamy tu noc- odparł Irid.
-Przecież możemy iść...
-Przeczekamy-wtrącił szybko Irid
-Dobrze, rozejrzę się za drewnem na opał.
Dwie godziny później
Ognisko płonęło pięknym i czystym ogniem a dwóch magów siedziało i ogrzewało się przy nim.
-Myślisz, że Eiva będzie na zebraniu? Chyba dalej jest w radzie-Wtrącił niespodziewanie Soren
-Musimy do tego wracać?- Odparł niechętnie Irid
-Wiem, że za nią nie przepadasz, ale ostatnio mi pomogła a wręcz uratowała mi życie.
-Ona? A to dobre, za darmo nie podniosła by dupy z zamku króla Olgierda. Jedyne, o czym myśli to pieniądze i czubek własnego nosa.
-Pomogła mi wydostać się z lochów zamku Aragos, lecz może to, dlatego że kiedyś to ja jej pomogłem.
-I tak pewnie każe ci zapłacić za swoją pomoc.
-Ty, Irid. A czemu ty właściwie jej tak nie lubisz? Wiem tylko, że dawno temu mieliście romans, krótki i przelotny, ale romans. Nigdy mi nie mówiłeś, co było dalej.
-Nie ma, o czym gadać-Odrzekł podenerwowany.
-No powiedz, no -Z uśmiechem dodał Soren.
-Gdyby kobita chciała ci odciąć łeb, gdy spałeś tylko za to, że głośno chrapiesz nie był byś chyba szczęśliwy-Z lekkim naburmuszeniem odrzekł Irid
-Zawsze wiedziałem, że jest charakterna, ale żeby zabijać swojego najlepszego kochanka- Soren uśmiechnął się i dopił resztki Elfickiej czystej.-Poza tym należała do Zakonu Czarnej Róży, byle, jaki mag by się tam nie dostał.
-Fakt jest dobra, lecz jej egoizm zawsze wygrywa. Skończmy już ten temat…ehh piękne dziś niebo, nieprawdaż?- Dodał zamyślony Irid.
-Tak, takie samo jak na naszej pierwszej wspólnej misji-Z uśmiechem odpowiedział Soren.
-Wspólnej misji? Haha! Uczepiłeś się mnie wtedy jak rzep brudnej sierści.
-Ej! Dobrze wiesz, że to nie tak, chciałem abyś nauczył mnie czegoś więcej niż regułki wypisane w księgach mojego ojca.
-Tak tylko się droczę, wiesz, że lubię to robić. Poza tym gdyby nie ty, nie było by mnie tutaj.
-Fakt, uciekanie przed upiorami nie idzie ci zbyt dobrze.
-Były przerośnięte i nadzwyczaj nieustępliwe.
-Masz racje, rzadko się takie spotyka. Robi się już późno, a ja jestem zmęczony...
-Idź spać Soren, ja stanę na warcie a potem się zmienimy-przerwał mu Irid.
-Ostatni raz daje ci nas prowadzić! - Wykrzyczał Irid.
-Gdybyś tak nie narzekał byli byśmy już na górze-odpowiedział Soren.
-Nie widzisz, że na droga się sypie? Prędzej nas zabijesz niż tam dotrzemy.
-Nic się nie sypie, jadę tędy, co roku. Może trochę się rozwaliła od ostatniego zebrania rady, ale to solidna droga wybudow...O Kurwa!
Pod kopytami wierzchowca Sorena zerwał się kawałek drogi i runął w dół. Spłoszony wierzchowiec niemal nie zrzucił obydwu magów w przepaść. Na twarzy Sorena widać było zażenowanie i wstyd w przeciwieństwie do Irida, który pogardliwie rzucił na niego wzrok.
-Chcesz coś jeszcze dodać?- Ironicznie spytał Irid.
-Zawsze wytrzymywała...
-Dobra zawracamy, przez twoje skróty mamy pół dnia drogi straty.
Oboje zawrócili i zmierzali drogą, którą weszli na wykutą w skale ścieżkę. Po lewej stronie widać było wielką przepaść a po drugiej była ściana skalna, o którą wręcz musieli się ocierać by nie spaść. Gdy okrążyli już górę zaczęło robić się ciemno.
-Dzisiaj już tam nie dotrzemy, rozbijemy tu obóz i przeczekamy tu noc- odparł Irid.
-Przecież możemy iść...
-Przeczekamy-wtrącił szybko Irid
-Dobrze, rozejrzę się za drewnem na opał.
Dwie godziny później
Ognisko płonęło pięknym i czystym ogniem a dwóch magów siedziało i ogrzewało się przy nim.
-Myślisz, że Eiva będzie na zebraniu? Chyba dalej jest w radzie-Wtrącił niespodziewanie Soren
-Musimy do tego wracać?- Odparł niechętnie Irid
-Wiem, że za nią nie przepadasz, ale ostatnio mi pomogła a wręcz uratowała mi życie.
-Ona? A to dobre, za darmo nie podniosła by dupy z zamku króla Olgierda. Jedyne, o czym myśli to pieniądze i czubek własnego nosa.
-Pomogła mi wydostać się z lochów zamku Aragos, lecz może to, dlatego że kiedyś to ja jej pomogłem.
-I tak pewnie każe ci zapłacić za swoją pomoc.
-Ty, Irid. A czemu ty właściwie jej tak nie lubisz? Wiem tylko, że dawno temu mieliście romans, krótki i przelotny, ale romans. Nigdy mi nie mówiłeś, co było dalej.
-Nie ma, o czym gadać-Odrzekł podenerwowany.
-No powiedz, no -Z uśmiechem dodał Soren.
-Gdyby kobita chciała ci odciąć łeb, gdy spałeś tylko za to, że głośno chrapiesz nie był byś chyba szczęśliwy-Z lekkim naburmuszeniem odrzekł Irid
-Zawsze wiedziałem, że jest charakterna, ale żeby zabijać swojego najlepszego kochanka- Soren uśmiechnął się i dopił resztki Elfickiej czystej.-Poza tym należała do Zakonu Czarnej Róży, byle, jaki mag by się tam nie dostał.
-Fakt jest dobra, lecz jej egoizm zawsze wygrywa. Skończmy już ten temat…ehh piękne dziś niebo, nieprawdaż?- Dodał zamyślony Irid.
-Tak, takie samo jak na naszej pierwszej wspólnej misji-Z uśmiechem odpowiedział Soren.
-Wspólnej misji? Haha! Uczepiłeś się mnie wtedy jak rzep brudnej sierści.
-Ej! Dobrze wiesz, że to nie tak, chciałem abyś nauczył mnie czegoś więcej niż regułki wypisane w księgach mojego ojca.
-Tak tylko się droczę, wiesz, że lubię to robić. Poza tym gdyby nie ty, nie było by mnie tutaj.
-Fakt, uciekanie przed upiorami nie idzie ci zbyt dobrze.
-Były przerośnięte i nadzwyczaj nieustępliwe.
-Masz racje, rzadko się takie spotyka. Robi się już późno, a ja jestem zmęczony...
-Idź spać Soren, ja stanę na warcie a potem się zmienimy-przerwał mu Irid.
Poranek dnia następnego
-Ruszajmy, może się nie spóźnimy-Odrzekł Irid
W powietrzu unosił się zapach świeżości, który towarzyszył każdemu porankowi. Rosa osadzona miękko na trawie dodawała piękna całej sytuacji. Mgła, która wisiała nad horyzontem a chłód powietrza dawało się odczuwać od razu. Oboje wsiedli na konie i ruszyli w drogę. Tempo, jakie narzucił Irid było ogromne, koń Sorena ledwo nadążał za cwałem konia, który był przed nim. Jechali oni przez las, który pełen był zieleni i kwitnącej roślinności. Gdy wyjechali z lasu ich oczom ukazał się wielka pełna przepychu i zapierająca dech w piersiach budowla. Mury, które rozchodziły się wokół miasta były ogromne. Miasto, które kryło się za wielkimi murami było stolicą państwa Eidenn. Gdy dojechali do bramy zamku strażnicy grzecznie się ukłonili i wskazali im drogę do głównego budynku. Magowie zmierzali powoli ku głównemu zamkowi, przy wejściu zostawili konie i przywiązali je do drewnianego pala. Gdy otworzyli drzwi ujrzeli bogato zdobioną sale wypełnioną po brzegi czarodziejami z zakątków całego świata. Wszyscy najpotężniejsi magowie zebrani w jednym miejscu, coś pięknego.
-O! Jest i ona - Wyrwał nagle Soren
-Nie, błagam cię nie rób tego -zmartwił się Irid
-Witaj Eivo!- Krzyknął z uśmiechem Soren a czarodziejka odwróciła się ku niemu i zmierzała w jego stronę. Miała proste czarne włosy sięgające do połowy pleców, oczy miała zielone niczym świeża trawa. Jej twarz była gładka, bez najmniejszej zmarszczki i oznak starości. Jej sposób chodzenia był specyficzny, nie zwracała uwagi na innych, zawsze szła wyprostowana i z piersiami dumnie wyciągniętymi do przodu. Ubrana była w czarną suknię z wycięciami po bokach Która sięgała do kostek. Na głowie zaś miała wianek z czarnych róż, był to efekt jej sentymentalności i tęsknoty za bratem od którego niegdyś go dostała. Zaś jej długie czarne kozaki dopełniały cały jej styl. Robiła duże wrażenie, wszyscy wokół nie mogli oderwać od niej wzroku.
W powietrzu unosił się zapach świeżości, który towarzyszył każdemu porankowi. Rosa osadzona miękko na trawie dodawała piękna całej sytuacji. Mgła, która wisiała nad horyzontem a chłód powietrza dawało się odczuwać od razu. Oboje wsiedli na konie i ruszyli w drogę. Tempo, jakie narzucił Irid było ogromne, koń Sorena ledwo nadążał za cwałem konia, który był przed nim. Jechali oni przez las, który pełen był zieleni i kwitnącej roślinności. Gdy wyjechali z lasu ich oczom ukazał się wielka pełna przepychu i zapierająca dech w piersiach budowla. Mury, które rozchodziły się wokół miasta były ogromne. Miasto, które kryło się za wielkimi murami było stolicą państwa Eidenn. Gdy dojechali do bramy zamku strażnicy grzecznie się ukłonili i wskazali im drogę do głównego budynku. Magowie zmierzali powoli ku głównemu zamkowi, przy wejściu zostawili konie i przywiązali je do drewnianego pala. Gdy otworzyli drzwi ujrzeli bogato zdobioną sale wypełnioną po brzegi czarodziejami z zakątków całego świata. Wszyscy najpotężniejsi magowie zebrani w jednym miejscu, coś pięknego.
-O! Jest i ona - Wyrwał nagle Soren
-Nie, błagam cię nie rób tego -zmartwił się Irid
-Witaj Eivo!- Krzyknął z uśmiechem Soren a czarodziejka odwróciła się ku niemu i zmierzała w jego stronę. Miała proste czarne włosy sięgające do połowy pleców, oczy miała zielone niczym świeża trawa. Jej twarz była gładka, bez najmniejszej zmarszczki i oznak starości. Jej sposób chodzenia był specyficzny, nie zwracała uwagi na innych, zawsze szła wyprostowana i z piersiami dumnie wyciągniętymi do przodu. Ubrana była w czarną suknię z wycięciami po bokach Która sięgała do kostek. Na głowie zaś miała wianek z czarnych róż, był to efekt jej sentymentalności i tęsknoty za bratem od którego niegdyś go dostała. Zaś jej długie czarne kozaki dopełniały cały jej styl. Robiła duże wrażenie, wszyscy wokół nie mogli oderwać od niej wzroku.
-No i cały piękny dzień w pizdu...- Dodał pod nosem Irid. Czarodziejka
podeszła do dwójki magów i lekko się zaśmiała.
-Witajcie kochani, już myślałam, że nie przyjedziecie.
-Mi też miło cię widzieć-odparł Soren
-A ty Irid wyprzystojniałeś, od kiedy ostatni raz się widzieliśmy - Ironicznie uśmiechnęła się Eiva.
-A ty dalej brzydka jak dupa trolla-pod nosem odpowiedział Irid.
-No cóż nigdy nie byłeś typem romantyka- z ust Eivy zniknął uśmiech i pojawił się wyraz twarzy ponury jak najciemniejsza noc.
-Trzymaj mnie, bo ją zabije! -W tym momencie na sali zapadła cisza a wszyscy obecni odwrócili się w stronę trójki czarodziejów.
-Irid błagam cię zachowuj się- wyszeptał Soren trzymający Irida by ten nie rzucił się na czarodziejkę. Idź się czegoś napij a ja z nią pogadam -dodał Soren. Mag uspokoił się i udał w stronę najbliższego stołu nie przestając ze wściekłością patrzeć na Eive.
-To, o czym chciałeś ze mną porozmawiać? -Spytała Eiva
-Chciałem ci podziękować...Za pomoc w lochach.
-Nie ma, o czym mówić zawsze spłacam swoje długi kiedyś ty mi pomogłeś, więc się odwdzięczyłam.
-Mam tu trochę pieniędzy, nie dużo, bo ostatnio ciężko ze zleceniami-Odparł Soren wyciągając skórzany mieszek.
Eiva zaśmiała się dosyć mocno nie wyciągając ręki po zapłatę. Schowaj to, nie wygłupiaj się. Wiem, że o moim pociągu do pieniędzy słyszał już cały kontynent, ale nie jestem aż taką suką, potrafię się odwdzięczyć -Wtrąciła czarodziejka
-Dziękuje, nie jesteś aż taka zła jak wszyscy myślą.
-Mało mnie znasz, jeszcze zdążysz się przekonać, że potrafię byś irytująca -dodała Eiva
-Swoją drogą ładnie dzisiaj wyglądasz...Jak...
-Jak na kogoś, kto ma blisko 200 lat? To chciałeś powiedzieć - Oboje zaśmiali się pod nosem. Ty też całkiem nieźle wyglądasz, tylko śmierdzisz jak bury pies.
-Przez kilka ostatnich dni nie miałem okazji się umyć, ciągle byłem w drodze.
-Rozumiem, nie zajmuje ci, więc czasu idź na górę i się rozgość.
-Dobrze, do zobaczenia, więc później- odparł Soren
-Do zobaczenia...
Soren udał się w stronę przyjaciela, z uśmiechem na ustach. Irid popijał w tym czasie najlepsze wino, które postawione było na stole.
-Chodźmy na górę, muszę się umyć - odrzekł, Soren
-Komplementy, żarciki, widzę, że dobrze się dogadujecie-oburzył się Irid
-A ty, co? Zazdrosny?
-Ja? Nie żartuj nawet tak.
-Ale musisz przyznać, że trzyma się całkiem nieźle.
-Przecież dobrze wiesz, co zrobiła...
-Tak, tak uwięziła ostatniego dżina na kontynencie.
-I zażyczyła sobie być wiecznie piękna i młoda-Z pogardą dodał Irid.
-To jej sprawa, czego sobie zażyczyła-odpowiedział Soren
-Mogła zakończyć wojnę, zapobiec głodówce, pomóc biednym a ona sobie życzyła być wiecznie kurwa młoda!
-No fakt masz trochę racji, bije z niej egoizm.
-Dobra chodź już do tego pokoju- Odparł Irid dopijając trunek ze zdobionego kielicha.
-Witajcie kochani, już myślałam, że nie przyjedziecie.
-Mi też miło cię widzieć-odparł Soren
-A ty Irid wyprzystojniałeś, od kiedy ostatni raz się widzieliśmy - Ironicznie uśmiechnęła się Eiva.
-A ty dalej brzydka jak dupa trolla-pod nosem odpowiedział Irid.
-No cóż nigdy nie byłeś typem romantyka- z ust Eivy zniknął uśmiech i pojawił się wyraz twarzy ponury jak najciemniejsza noc.
-Trzymaj mnie, bo ją zabije! -W tym momencie na sali zapadła cisza a wszyscy obecni odwrócili się w stronę trójki czarodziejów.
-Irid błagam cię zachowuj się- wyszeptał Soren trzymający Irida by ten nie rzucił się na czarodziejkę. Idź się czegoś napij a ja z nią pogadam -dodał Soren. Mag uspokoił się i udał w stronę najbliższego stołu nie przestając ze wściekłością patrzeć na Eive.
-To, o czym chciałeś ze mną porozmawiać? -Spytała Eiva
-Chciałem ci podziękować...Za pomoc w lochach.
-Nie ma, o czym mówić zawsze spłacam swoje długi kiedyś ty mi pomogłeś, więc się odwdzięczyłam.
-Mam tu trochę pieniędzy, nie dużo, bo ostatnio ciężko ze zleceniami-Odparł Soren wyciągając skórzany mieszek.
Eiva zaśmiała się dosyć mocno nie wyciągając ręki po zapłatę. Schowaj to, nie wygłupiaj się. Wiem, że o moim pociągu do pieniędzy słyszał już cały kontynent, ale nie jestem aż taką suką, potrafię się odwdzięczyć -Wtrąciła czarodziejka
-Dziękuje, nie jesteś aż taka zła jak wszyscy myślą.
-Mało mnie znasz, jeszcze zdążysz się przekonać, że potrafię byś irytująca -dodała Eiva
-Swoją drogą ładnie dzisiaj wyglądasz...Jak...
-Jak na kogoś, kto ma blisko 200 lat? To chciałeś powiedzieć - Oboje zaśmiali się pod nosem. Ty też całkiem nieźle wyglądasz, tylko śmierdzisz jak bury pies.
-Przez kilka ostatnich dni nie miałem okazji się umyć, ciągle byłem w drodze.
-Rozumiem, nie zajmuje ci, więc czasu idź na górę i się rozgość.
-Dobrze, do zobaczenia, więc później- odparł Soren
-Do zobaczenia...
Soren udał się w stronę przyjaciela, z uśmiechem na ustach. Irid popijał w tym czasie najlepsze wino, które postawione było na stole.
-Chodźmy na górę, muszę się umyć - odrzekł, Soren
-Komplementy, żarciki, widzę, że dobrze się dogadujecie-oburzył się Irid
-A ty, co? Zazdrosny?
-Ja? Nie żartuj nawet tak.
-Ale musisz przyznać, że trzyma się całkiem nieźle.
-Przecież dobrze wiesz, co zrobiła...
-Tak, tak uwięziła ostatniego dżina na kontynencie.
-I zażyczyła sobie być wiecznie piękna i młoda-Z pogardą dodał Irid.
-To jej sprawa, czego sobie zażyczyła-odpowiedział Soren
-Mogła zakończyć wojnę, zapobiec głodówce, pomóc biednym a ona sobie życzyła być wiecznie kurwa młoda!
-No fakt masz trochę racji, bije z niej egoizm.
-Dobra chodź już do tego pokoju- Odparł Irid dopijając trunek ze zdobionego kielicha.
Godzinę później
Dwójka magów schodziła wielkimi schodami na parter wielkiego zamku. Gdy
nagle i niespodziewanie wpadli na Eive Taidenhart.
-O! To wy -Odrzekła, Eiva
-Czy ona da mi kiedyś spokój...-Wyszeptał pod nosem Irid
-Możesz zwracać się do mnie bezpośrednio, i tak cię słyszę- z gracją powiedziała Eiva
-Nie mam ci nic do powiedzenia- dodał oburzony Irid.
Już na schodach było słychać poważną i elegancką muzykę.Gdy zeszli na parter pierwsze, co rzuciło się w oczy to samotny człowiek siedzący w rogu, jako jedyny był w kapturze. Cały ubrany był w brudne jakby stare łachmany, w niczym nie przypominał maga.
-A ten to, kto?- Spytał zdziwiony Soren.
-To nowy mag w radzie, dostał się tu za zasługi wojenne. Uważałabym na niego, to wojenny kundel, psychol. Gdy miał 12 lat zabił własnego ojca za pomocą ognistego zaklęcia, spalił biedaka żywcem.
-Rzeczywiście, nie zbyt normalny. Nastały ciężkie czasy każdy to może być przyjacielem...Lub wrogiem -dodał Soren.
-Dobra, może zatańczymy?- Spytała wesoło Eiva łapiąc Sorena za rękę.
-Czemu nie...
Gdy Soren i Eiva tańczyli ze sobą Irid znalazł sobie młodą i urodziwą partnerkę do tańca. Cała sala przez chwile mogła zapomnieć o codziennych problemach i rozterkach tańcząc w rytm muzyki.Po chwili Soren zauważył, że tajemniczy czarodziej siedzący w rogu nagle zniknął. Cała trójka tańczyła tak jeszcze przez chwilę wpatrując się piękną sale wypełnioną drogą zastawą i obrazami.
-Chodźmy, bo spóźnimy się na oficjalną naradę w sprawie króla Elrica- nagle powiedziała Eiva
Cała trójka udała się w stronę największej sali, w której miała odbyć się oficjalna narada. Gdy weszli do środka prawie wszyscy członkowie byli już na miejscu. Soren, Eiva i Irid zasiedli na miejscach i czekali na przemówienie prowadzącego. Rada czarodziejów nie miała przywódcy, zaburzyłoby to tylko spokój panujący między jej członkami. Każdy z przynależnych był równy, nie było osób, które miały by większy bądź mniejszy autorytet by nie wszczynać konfliktów.
-Chciałbym was serdecznie powitać na dorocznym zebraniu rady magicznej w Hirenval. Pragnę też podziękować królowi Argelowi za użyczenie nam zamku po raz kolejny. Na początek przedstawić wam chce nowego członka rady, Isariona Santrisa- Głośno zaczął przemowę mag stojący przy mównicy.
Gdy ubrany na czarno mężczyzna wszedł na salę, część magów zamarła w bezdechu. Znali go, był to założyciel Zakonu Czarnej Róży, do którego przed laty należał ojciec Sorena. Mężczyzna spojrzał na niego i lekko się uśmiechnął, lecz nie był to szyderczy uśmiech, lecz miły i przyjemny. Mężczyzna był bardzo młody, co było dziwne gdyż z opowieści Vernesa, które przekazywał swojemu synowi wynikało, że powinien mieć około 50 lat. Tymczasem wyglądał on na zaledwie trzydzieści, znacząco zdziwiło to Sorena. Isarion usiadł przy stoliku znajdującym się na przeciwko mównicy i spoglądał on na prowadzącego.
-Isarion... To...To ten legendarny mag...Założyciel zakonu...Myślałem, że nie żyje- Z przerażeniem wydukał Irid.
-Wszyscy tak myśleli- Dodał zaniepokojony Soren
-Dobrze skoro początek mamy już za sobą, bo nie widzę by nasz kolejny nowy nabytek się zjawił, więc przejdę do poważniejszych tematów, Sytuacja w kraju nie ma się za dobrze, ciągle słychać o morderstwach i gwałtach. Posta...-Mężczyźnie przerwał wielki huk, który doszedł z sali obok. Wszyscy zaniepokojeni wstali ze swoich miejsc i czekali na rozwój wydarzeń. Nagle do sali wpadła grupa ciężko uzbrojonych mężczyzn wyważając przy tym drzwi. Bez wątpienia było to wojsko króla Elrica. Rozpoczęła się panika wszyscy zaczęli rzucać zaklęcia w stronę żołnierzy w obawie o własne życie. Część magów rozbiegła się po zamku inni zaś próbowali powstrzymać zagrożenie. Kilkoro magów próbujących walczyć wręcz z żołnierzami zostało zabitych niemal od razu. Soren wraz z dwójką towarzyszących mu magów zaczęli uciekać na górę zamku. Wbiegali oni po wielkich schodach, gdy nagle ktoś uderzył w nich zaklęciem, było to potężne zaklęcie, które mógł rzucić tylko silny mag. Soren spadł ze schodów na parter gdzie został trafiony po raz drugi, Irid i Eiva uciekali na górę, zaś Soren zaczął biec w stronę piwnic pod zamkiem trzymając się za ranną klatkę piersiową. Królewskie piwnice znajdowały się nieopodal wielkich schodów, były one wypełnione różnorakimi składnikami i winami z całego świata. Gdy zbiegł na dół i złapał oddech, poczuł smród panujący tutaj, który był nie do wyobrażenia, ściany porastał mech a podłoga była wilgotna, nagle Soren usłyszał głos za swoimi plecami i po raz kolejny poczuł trafiające go zaklęcie uderzając o podłogę.
-Witaj chłopcze-Odrzekł nieznajomy.
Soren leżąc bez sił na ziemi nie wiedział czyj to głos, od razu pomyślał o magu, którego widział, gdy tańczył z Eivą. Nagle poczuł po raz kolejny uderzenie na swoich plecach. W efekcie bólu zdołał wykrzesać z siebie krzyk nienawiści:
-Taki z ciebie wojskowy a rzucasz zaklęcia nie potrafiąc spojrzeć mi w oczy!
-Oj nie jestem wojskowym jestem kimś znacznie gorszym- Odpowiedział powoli i łagodnie oprawca.
Soren znów poczuł bolesne uderzenie zaklęcia na swoim ciele, po którym stracił przytomność.
-O! To wy -Odrzekła, Eiva
-Czy ona da mi kiedyś spokój...-Wyszeptał pod nosem Irid
-Możesz zwracać się do mnie bezpośrednio, i tak cię słyszę- z gracją powiedziała Eiva
-Nie mam ci nic do powiedzenia- dodał oburzony Irid.
Już na schodach było słychać poważną i elegancką muzykę.Gdy zeszli na parter pierwsze, co rzuciło się w oczy to samotny człowiek siedzący w rogu, jako jedyny był w kapturze. Cały ubrany był w brudne jakby stare łachmany, w niczym nie przypominał maga.
-A ten to, kto?- Spytał zdziwiony Soren.
-To nowy mag w radzie, dostał się tu za zasługi wojenne. Uważałabym na niego, to wojenny kundel, psychol. Gdy miał 12 lat zabił własnego ojca za pomocą ognistego zaklęcia, spalił biedaka żywcem.
-Rzeczywiście, nie zbyt normalny. Nastały ciężkie czasy każdy to może być przyjacielem...Lub wrogiem -dodał Soren.
-Dobra, może zatańczymy?- Spytała wesoło Eiva łapiąc Sorena za rękę.
-Czemu nie...
Gdy Soren i Eiva tańczyli ze sobą Irid znalazł sobie młodą i urodziwą partnerkę do tańca. Cała sala przez chwile mogła zapomnieć o codziennych problemach i rozterkach tańcząc w rytm muzyki.Po chwili Soren zauważył, że tajemniczy czarodziej siedzący w rogu nagle zniknął. Cała trójka tańczyła tak jeszcze przez chwilę wpatrując się piękną sale wypełnioną drogą zastawą i obrazami.
-Chodźmy, bo spóźnimy się na oficjalną naradę w sprawie króla Elrica- nagle powiedziała Eiva
Cała trójka udała się w stronę największej sali, w której miała odbyć się oficjalna narada. Gdy weszli do środka prawie wszyscy członkowie byli już na miejscu. Soren, Eiva i Irid zasiedli na miejscach i czekali na przemówienie prowadzącego. Rada czarodziejów nie miała przywódcy, zaburzyłoby to tylko spokój panujący między jej członkami. Każdy z przynależnych był równy, nie było osób, które miały by większy bądź mniejszy autorytet by nie wszczynać konfliktów.
-Chciałbym was serdecznie powitać na dorocznym zebraniu rady magicznej w Hirenval. Pragnę też podziękować królowi Argelowi za użyczenie nam zamku po raz kolejny. Na początek przedstawić wam chce nowego członka rady, Isariona Santrisa- Głośno zaczął przemowę mag stojący przy mównicy.
Gdy ubrany na czarno mężczyzna wszedł na salę, część magów zamarła w bezdechu. Znali go, był to założyciel Zakonu Czarnej Róży, do którego przed laty należał ojciec Sorena. Mężczyzna spojrzał na niego i lekko się uśmiechnął, lecz nie był to szyderczy uśmiech, lecz miły i przyjemny. Mężczyzna był bardzo młody, co było dziwne gdyż z opowieści Vernesa, które przekazywał swojemu synowi wynikało, że powinien mieć około 50 lat. Tymczasem wyglądał on na zaledwie trzydzieści, znacząco zdziwiło to Sorena. Isarion usiadł przy stoliku znajdującym się na przeciwko mównicy i spoglądał on na prowadzącego.
-Isarion... To...To ten legendarny mag...Założyciel zakonu...Myślałem, że nie żyje- Z przerażeniem wydukał Irid.
-Wszyscy tak myśleli- Dodał zaniepokojony Soren
-Dobrze skoro początek mamy już za sobą, bo nie widzę by nasz kolejny nowy nabytek się zjawił, więc przejdę do poważniejszych tematów, Sytuacja w kraju nie ma się za dobrze, ciągle słychać o morderstwach i gwałtach. Posta...-Mężczyźnie przerwał wielki huk, który doszedł z sali obok. Wszyscy zaniepokojeni wstali ze swoich miejsc i czekali na rozwój wydarzeń. Nagle do sali wpadła grupa ciężko uzbrojonych mężczyzn wyważając przy tym drzwi. Bez wątpienia było to wojsko króla Elrica. Rozpoczęła się panika wszyscy zaczęli rzucać zaklęcia w stronę żołnierzy w obawie o własne życie. Część magów rozbiegła się po zamku inni zaś próbowali powstrzymać zagrożenie. Kilkoro magów próbujących walczyć wręcz z żołnierzami zostało zabitych niemal od razu. Soren wraz z dwójką towarzyszących mu magów zaczęli uciekać na górę zamku. Wbiegali oni po wielkich schodach, gdy nagle ktoś uderzył w nich zaklęciem, było to potężne zaklęcie, które mógł rzucić tylko silny mag. Soren spadł ze schodów na parter gdzie został trafiony po raz drugi, Irid i Eiva uciekali na górę, zaś Soren zaczął biec w stronę piwnic pod zamkiem trzymając się za ranną klatkę piersiową. Królewskie piwnice znajdowały się nieopodal wielkich schodów, były one wypełnione różnorakimi składnikami i winami z całego świata. Gdy zbiegł na dół i złapał oddech, poczuł smród panujący tutaj, który był nie do wyobrażenia, ściany porastał mech a podłoga była wilgotna, nagle Soren usłyszał głos za swoimi plecami i po raz kolejny poczuł trafiające go zaklęcie uderzając o podłogę.
-Witaj chłopcze-Odrzekł nieznajomy.
Soren leżąc bez sił na ziemi nie wiedział czyj to głos, od razu pomyślał o magu, którego widział, gdy tańczył z Eivą. Nagle poczuł po raz kolejny uderzenie na swoich plecach. W efekcie bólu zdołał wykrzesać z siebie krzyk nienawiści:
-Taki z ciebie wojskowy a rzucasz zaklęcia nie potrafiąc spojrzeć mi w oczy!
-Oj nie jestem wojskowym jestem kimś znacznie gorszym- Odpowiedział powoli i łagodnie oprawca.
Soren znów poczuł bolesne uderzenie zaklęcia na swoim ciele, po którym stracił przytomność.
Dwa dni później
Soren czuł jakby jego głowa rytmicznie pulsowała próbując wybuchnąć.
Wszystko go bolało jedyne, co pamiętał to głos nieznajomego i ból, który mu sprawił.Gdy
otworzył oczy ujrzał pomieszczenie, w którym się znajdował, była to drewniana chata,
która była bardzo przytulna i ciepła. Soren leżał w łóżku przykryty futrem z dzika,
Jego rany były opatrzone dosyć profesjonalnie jak gdyby robił to lekarz. Łóżko
znajdowało się obok kominka, który wyglądał jakby od dawano nikt go nie używał,
płomyk wesoło podskakiwał na zwęglonym drewnie. Nagle to pokoju wszedł
mężczyzna, Soren przez chwile się mu przyjrzał, gdy nagle wyskoczył z łóżka
zrzucając z siebie ciepłe futro i rzucając zaklęcie wprost w twarz mężczyzny,
który na czas zdążył odskoczyć i upuścił drewno, które miał na rękach. Był to
ten sam mężczyzna, który siedział w rogu sali, gdy Soren tańczył z Eivą. Drewno
było rozsypane po pokoju a mężczyzna lekko oszołomiony.
-Nie zbliżaj się, bo cie zabije!- Wykrzyczał Soren.
-Co ty robisz?- Krzyknął mężczyzna.
-Wiem, że to ty chciałeś mnie w tedy zabić!
-Uspokój się i daj mi to wyjaśnić, jesteś osłabiony i w dodatku ranny.
-Dobrze masz chwile, ale potem nie myśl, że cię oszczędzę.
-Usiądź, więc i mnie wysłuchaj.
Soren usiadł na łóżku wpatrując się w mężczyznę, który oparł się ramieniem o drewnianą ścianę.
-No wiec na tak, zacznijmy od początku. Nie zdążyłem na czas przyjść na oficjalną naradę, punktualność nigdy nie była moją mocną stroną, ale teraz nie o tym... Gdy szedłem spóźniony na spotkanie zauważyłem wojsko, które biegło w stronę sali. Wtedy właśnie się zaczęło, zbiegłem wtedy na dół by w spokoju się teleportować z tego obrzydliwego miejsca. Nagle usłyszałem krzyki i męski głos, podszedłem i to ujrzałem... To byłeś ty leżący w półżywy na ziemi i mężczyzna nad tobą, który próbował cię zabić. Był ubrany w czerń i miał wielki kaptur jakby chciał zakryć swoją całą twarz... I udało mu się nie zdążyłem jej ujrzeć. Leżałeś już nie przytomny a on chciał cię dobić.Pomyślałem, że nie mogę cię tak zostawić, wojsko nauczyło mnie jednego. Gdy uratujesz komuś życie ten ktoś może zrobić w swoim życiu coś dobrego, dlatego podbiegłem w waszą stronę i rzuciłem zaklęcie obezwładniające, mężczyzna był silnym magiem, bardzo silnym wiec nie chciałem się wdawać w otwartą walkę. Chwyciłem cię i teleportowałem nas do lasu w pobliże mojego domu.Tu właśnie opatrzyłem twoje rany, rzadko tu bywam, więc jest tu trochę brudno, ale cóż nikt nie obiecywał luksusów.
-Mężczyzna ubrany w czerń...Isarion-pod nosem dodał Soren
-Znasz tego człowieka?
-To mistrz mojego ojca...
-To znaczy, że musi być silny. Znałem twojego ojca, uratował mi kiedyś życie. Był potężnym magiem, więc ktoś, kto go tego nauczył musiał mieć niewyobrażalny talent.
-Źle cię oceniłem...Przepraszam- Z przykrością odpowiedział Soren
-Nie lubię tego słowa, nie musisz przepraszać. Wielu ludzi myśli, że skoro jestem wojskowym to nie mam uczuć i jestem skończonym skurwysynem. Nie lubię też ubierać się elegancko, rzygam tą całą powagą i sztywnością, wychowałem się na wsi wiec nigdy nie miałem okazji zaznać bogactwa.
-Rozumiem, prz...-Soren ugryzł się za język. Chciałem tylko spytać czy ta historia z twoim ojcem...
-Czy jest prawdziwa? Tak jest, tylko nikt tak naprawdę nie wie, co wydarzyło się tamtego dnia. Mój ojciec był rolnikiem, po ciężkiej pracy lubił porządnie wypić a kiedy to robił zawsze lał mnie i matkę. Wychowałem się będąc wiecznie pełen strachu, siniaków i blizn. Pewnego dnia znalazłem w lesie ciało maga, miał przy sobie książkę..."Magiczna" pomyślałem, więc wziąłem ją do domu, wieczorami czytałem ją przed snem.Gdy pewnego dnia ojciec wrócił nawalony zaczął znów tłuc matkę, ja ukryłem się w szafie, więc mnie nie znalazł spoglądałem tylko na męki mojej rodzicielki.Nagle ojciec chwycił za nóż, nie wiedziałem, co mam zrobić. Przypomniałem sobie o rzeczach, które były wypisane w książce, Wybiegłem z szafy a ojciec skierował nóż w moją stronę.Wypowiedziałem zaklęcie i zrobiłem to, co powinienem zrobić już dawno...Zajebałem Skurwysyna, spaliłem go żywcem!
-Spokojnie...-Odpowiedział Soren. Jeśli to coś zmieni to mogę ci powiedzieć, że na twoim miejscu zrobiłbym to samo, uratowałeś siebie i matkę. Jesteś dobrym człowiekiem.
-Ten skurwiel do dziś śni mi się po nocach. Dobrze, myślę, że powinieneś odpocząć, dalej jesteś osłabiony i dobrze ci zrobi, aby pójść spać- mężczyzna wstał i udał się w stronę drzwi.
-Poczekaj! Jak masz na imię?
-Tarius...Tak na mnie mówią, od kiedy wstąpiłem do wojska, ty jesteś Soren to wiem. Zawsze chciałem mieć takiego ojca jak ty, a co z twoją matką?
-Nie wiem gdzie teraz jest, wiem, że żyje, ale gdzie...Tego nie wiem.
-Pójdę już, a ty odpoczywaj.
-Jeszcze jedno, dziękuje Tariusie- ciepłym głosem wtrącił Soren.
-Nie zbliżaj się, bo cie zabije!- Wykrzyczał Soren.
-Co ty robisz?- Krzyknął mężczyzna.
-Wiem, że to ty chciałeś mnie w tedy zabić!
-Uspokój się i daj mi to wyjaśnić, jesteś osłabiony i w dodatku ranny.
-Dobrze masz chwile, ale potem nie myśl, że cię oszczędzę.
-Usiądź, więc i mnie wysłuchaj.
Soren usiadł na łóżku wpatrując się w mężczyznę, który oparł się ramieniem o drewnianą ścianę.
-No wiec na tak, zacznijmy od początku. Nie zdążyłem na czas przyjść na oficjalną naradę, punktualność nigdy nie była moją mocną stroną, ale teraz nie o tym... Gdy szedłem spóźniony na spotkanie zauważyłem wojsko, które biegło w stronę sali. Wtedy właśnie się zaczęło, zbiegłem wtedy na dół by w spokoju się teleportować z tego obrzydliwego miejsca. Nagle usłyszałem krzyki i męski głos, podszedłem i to ujrzałem... To byłeś ty leżący w półżywy na ziemi i mężczyzna nad tobą, który próbował cię zabić. Był ubrany w czerń i miał wielki kaptur jakby chciał zakryć swoją całą twarz... I udało mu się nie zdążyłem jej ujrzeć. Leżałeś już nie przytomny a on chciał cię dobić.Pomyślałem, że nie mogę cię tak zostawić, wojsko nauczyło mnie jednego. Gdy uratujesz komuś życie ten ktoś może zrobić w swoim życiu coś dobrego, dlatego podbiegłem w waszą stronę i rzuciłem zaklęcie obezwładniające, mężczyzna był silnym magiem, bardzo silnym wiec nie chciałem się wdawać w otwartą walkę. Chwyciłem cię i teleportowałem nas do lasu w pobliże mojego domu.Tu właśnie opatrzyłem twoje rany, rzadko tu bywam, więc jest tu trochę brudno, ale cóż nikt nie obiecywał luksusów.
-Mężczyzna ubrany w czerń...Isarion-pod nosem dodał Soren
-Znasz tego człowieka?
-To mistrz mojego ojca...
-To znaczy, że musi być silny. Znałem twojego ojca, uratował mi kiedyś życie. Był potężnym magiem, więc ktoś, kto go tego nauczył musiał mieć niewyobrażalny talent.
-Źle cię oceniłem...Przepraszam- Z przykrością odpowiedział Soren
-Nie lubię tego słowa, nie musisz przepraszać. Wielu ludzi myśli, że skoro jestem wojskowym to nie mam uczuć i jestem skończonym skurwysynem. Nie lubię też ubierać się elegancko, rzygam tą całą powagą i sztywnością, wychowałem się na wsi wiec nigdy nie miałem okazji zaznać bogactwa.
-Rozumiem, prz...-Soren ugryzł się za język. Chciałem tylko spytać czy ta historia z twoim ojcem...
-Czy jest prawdziwa? Tak jest, tylko nikt tak naprawdę nie wie, co wydarzyło się tamtego dnia. Mój ojciec był rolnikiem, po ciężkiej pracy lubił porządnie wypić a kiedy to robił zawsze lał mnie i matkę. Wychowałem się będąc wiecznie pełen strachu, siniaków i blizn. Pewnego dnia znalazłem w lesie ciało maga, miał przy sobie książkę..."Magiczna" pomyślałem, więc wziąłem ją do domu, wieczorami czytałem ją przed snem.Gdy pewnego dnia ojciec wrócił nawalony zaczął znów tłuc matkę, ja ukryłem się w szafie, więc mnie nie znalazł spoglądałem tylko na męki mojej rodzicielki.Nagle ojciec chwycił za nóż, nie wiedziałem, co mam zrobić. Przypomniałem sobie o rzeczach, które były wypisane w książce, Wybiegłem z szafy a ojciec skierował nóż w moją stronę.Wypowiedziałem zaklęcie i zrobiłem to, co powinienem zrobić już dawno...Zajebałem Skurwysyna, spaliłem go żywcem!
-Spokojnie...-Odpowiedział Soren. Jeśli to coś zmieni to mogę ci powiedzieć, że na twoim miejscu zrobiłbym to samo, uratowałeś siebie i matkę. Jesteś dobrym człowiekiem.
-Ten skurwiel do dziś śni mi się po nocach. Dobrze, myślę, że powinieneś odpocząć, dalej jesteś osłabiony i dobrze ci zrobi, aby pójść spać- mężczyzna wstał i udał się w stronę drzwi.
-Poczekaj! Jak masz na imię?
-Tarius...Tak na mnie mówią, od kiedy wstąpiłem do wojska, ty jesteś Soren to wiem. Zawsze chciałem mieć takiego ojca jak ty, a co z twoją matką?
-Nie wiem gdzie teraz jest, wiem, że żyje, ale gdzie...Tego nie wiem.
-Pójdę już, a ty odpoczywaj.
-Jeszcze jedno, dziękuje Tariusie- ciepłym głosem wtrącił Soren.