Tereny Pustynne niedaleko nowego artavel
I
Czwórka magów została wysłana do nowego Artavel by odszukać
tajemniczą grupę bestii. Były to istoty przez miejscowych nazywane „Efor Bronwe”,
co w gwarze Artavelczyków znaczyło „Zjadacze Bydła”. Przemierzały one nocą
suche stepy i zagryzały zwierzęta należące do miejscowych rolników. Nie rzadko
zdarzało się także, że ich ofiarą padali ludzie, przez co w mieście za
wskazanie jakiegokolwiek tropu naprowadzającego wojsko na tą tajemniczą grupę
widniała wysoka nagroda. Lecz nie było to tak proste jak mogłoby się wydawać…
-Stąd widać już Artavel!- Krzyknęła Birma. Była to drobna i
młoda dziewczyna o czerwonych włosach sięgających do połowy pleców. Jej blizna
przy lewym kąciku ust dodawała powagi zaś jej błękitne niczym Silijskie morze
oczy przyciągały całą uwagę rozmówcy. Nowa członkini zakonu idealnie się w nim
odnalazła, szybko zdobyła zaufanie reszty członków i chętnie uczyła się od
bardziej doświadczonych od siebie adeptów magii. Gdy wszyscy magowie zatrzymali
się na wielkiej piaskowej wydmie i zdołali ujrzeć widok na miasto
rozpościerające się po horyzoncie, postanowili bezzwłocznie udać się w jego
kierunku. W pustynnych rejonach Eidenn przed wiekami ludzie, którzy tu trafili
budowali miasta przy tutejszych oazach, a największym z pośród nich było
Artavel słońce dawało tu o sobie znać, nie istniało tutaj nic cenniejszego niż
woda i kawałek cienia. Ponad to miasto mogło pochwalić się znanym w całym kraju
słynnym Artavelskim rynkiem, na którym górowały różnorakie przyprawy i tutejsze
składniki. Artavel było również stolicą
zachodniej kultury, życie toczyło się tu inaczej niż w wielkich miastach
Eidenn.
-Pamiętajcie, gdyby strażnicy przy bramie nas zatrzymali to
jesteśmy wędrownymi kupcami i nie zawitamy tu na długo- Odezwał się Soren, na
którego głowie owinięty był kawałek zwilżonej szmaty imitującej turban.
-Trochę marni z nas kupcy bez towarów na sprzedaż- Z
ironicznym uśmiechem dodał Irid.
-No…bo my jesteśmy…biednymi kupcami- Odpowiedział Soren.
-To tutaj, witamy w pięknym i słonecznym Artavel. Kiedy
ostatni raz tu byłem na murach nie siedziało tylu strażników- Przerwał mu ponuro
Laxar. Gdy przejeżdżali przez główną bramę spojrzał tylko na stojących obok
strażników a ci jedynie kiwnęli porozumiewawczo głowami. Magowie kierowali się
w stronę głównego rynku, centrum całego miasta. To właśnie tam dowiedzieć się
można najwięcej od tutejszych. Rynek ten, bowiem po brzegi wypchany był kupcami
z całego świata, pełen harmideru i dezorganizacji. Co krok można było się
natchnąć na biegających lub kłócących się sprzedawców.
-W, czym mogę wam pomóc? Które chcecie?- Spytał niski
starzec wskazując na liczne bronie wyłożone na zbitym z desek drewnianym
stoisku. Ich liczba wręcz przerażała, od zwykłych sztyletów aż po ogromne
dwuręczne miecze i topory.
-Niestety, ale nie przybyliśmy tu by robić…
-Wezmę ten ze srebrną rękojeścią!- Szybko przerwała Sorenowi
Birma wskazując na mały sztylet przypominający bułat.
-Chyba zapomniałaś, po co tu jesteśmy- Wtrącił Soren
-Oj nie przesadzaj, nie wyjadę stąd bez pamiątki- Birma
wyjęła zza pasa skórzany mieszek i wysypała połowę jego zawartości na drewniany
stragan. Kupiec widocznie się ucieszył z pomyślnie przeprowadzonej transakcji i
lekko się uśmiechnął.
-Nie słyszał jegomość może o bestiach polujących na tutejsze
zwierzęta?- Spytał spokojnie Laxar wykorzystując nadarzającą się okazję.
-Ja…ja nic nie wiem, idźcie porozmawiać z rolnikami na obrzeżach
miasta. Oni na pewno wam coś powiedzą- Nagle uśmiech starca zanikł i pojawił
się na jego twarzy strach i zarazem lekki gniew.
-Na pewno nic nie wiecie?- Ponowił pytanie Soren.
-Nie…Idźcie już stąd, klientów straszycie- Szorstko
odpowiedział starzec. Cała czwórka zdziwiona zachowaniem kupca udała się we
wskazane miejsce. Obrzeża miasta były stepami, na których wypasane były głównie
krowy wyżerające ostatnie źdźbła trawy. Domy tutejszych rolników odbiegały od
reszty, były o wiele biedniejsze, brzydkie i wręcz popadające w ruinę. Ci
ludzie musieli być zdruzgotani zdarzeniami, które ostatnimi czasy mają tu
miejsce. Są wystarczająco biedni a utrata bydła nie pomoże im w polepszeniu tej
sytuacji.
-Witaj dobrodzieju!- Rzekł Soren schodząc z konia.
-Witajcie nieznajomi, w czym mogę wam pomóc- Odpowiedział
człowiek w podartych łachmanach pobrudzonych od pracy przy gospodarstwie.
-Poszukujemy bestii, które zjadają wam bydło.
-Nareszcie! Moje modlitwy zostały wysłuchane! Dziękuje!-
Krzyczał rolnik upadając na kolana przed Sorenem.
-Wstańcie i opowiedzcie wszystko, co wiecie na ich temat-
Uspokoił go Soren.
-Wiem niewiele, raz żem tylko widział jednego, przerośnięty
był, jakby wilk jakiś czy niedźwiedź, ale one przecież nie występują w tych
rejonach prawda?- Spytał ze zdziwieniem podnosząc się ziemi.
-Prawda- Przytaknął Soren. Irid spojrzał porozumiewawczo na
Sorena i szybko odwrócił wzrok.
-Pomożecie nam, prawda?
-Prawda- Znów potwierdził Soren. Magowie już więcej by się
tu nie dowiedzieli, więc postanowili wrócić na rynek. W drodze na następne
miejsce poszukiwań rozważali możliwe opcje. Przemierzając drogi wykłute z
piaskowca rozglądali się przy okazji po mieście w poszukiwaniu jakichkolwiek
śladów.
-Jak myślisz Soren, to wilkołaki?- Spytał Irid.
-Całkiem możliwe-Spokojnie odpowiedział Soren.
-Słyszeliście kiedyś legendę o bogini Ate?- Spytał Laxar,
reszta magów pokiwała przecząco głowami.
-Może nas oświeć- Dodał Irid.
-Ate, bogini nieszczęścia, jak to każda kobieta chciała w końcu
zostać matką. Pewnego dnia wydała na świat ośmioro synów…
-To w ogóle możliwe?- Przerwał mu Irid
-Daj mi dokończyć …Ośmioro synów, którzy w tajemniczych
okolicznościach zginęli w dniu następnym. Miała to być kara za jej pazerność i
chciwość w posiadaniu władzy. Legenda głosi, że synowie ci nie zginęli, lecz po
wieki polują w najciemniejsze noce pod postacią wilków i przynoszą za sobą
nieszczęście.
-To by się zgadzało, ten rolnik nie wyglądał na szczęśliwego-
Skomentował Irid.
-Dobra, ale czym się ci synowie Atu…At…Ato…- Nie mógł sobie
przypomnieć Soren
-Ate- Pomógł mu Laxar.
-Właśnie, czym się różnią od zwykłych wilkołaków?
-To istoty demoniczne, oprócz brutalnej siły fizycznej posiadają
jeszcze zdolności magiczne- Laxar mówiąc to dojrzał chłopaka siedzącego na
murku nieopodal rynku. Przyglądał się dokładnie czwórce magów jakby słyszał ich
rozmowę, lecz było niemożliwe, dzieliła ich, bowiem spora odległość.
Postanowili oni porozmawiać z młodym chłopakiem, gdy do niego podeszli nie
próbował on uciekać, nawet trochę się nie przejął. Miał nie więcej niż 16 lat,
krótkie blond włosy, ubrany dosyć schludnie jak na Artavelskie standardy, miał
na sobie długą żółtą tunikę związaną w pasie zdobionym sznurem.
-Bo lubię przyglądać się nowym przybyszom- Niespodziewanie
odparł chłopak.
-Przecież nic jeszcze nie powiedziałem-Zdziwił się Laxar.
-Ale pomyślałeś- Odpowiedział chłopak, który nadal nie
spojrzał w stronę czwórki magów, wpatrzony był w widok ludzi przemierzających
wschodnią cześć miasta. Po słowach chłopaka na twarzy Laxara widać było lekkie
przerażenie.
-Kim ty jesteś?!- Krzyknął Laxar.
-Odjedźcie z Artavel i zapomnijcie o tym, co się tutaj
dzieje, to was przerasta- W tym momencie magowie po raz pierwszy ujrzeli twarz
chłopca, jego oczy nie były ludzkie, przypominały, bowiem oczy najstraszniejszych
spośród bestii. Pionowe źrenice jak u kota na jaskrawię pomarańczowym kolorze
oczu wyglądały przerażająco. Po chwili chłopak odszedł bez słowa a magowie
wstrząśnięci byli do tego stopnia, że nie zdołali go nawet zatrzymać.
-Widzieliście te oczy?- Spytał po chwili Irid.
-To bez wątpienia demon, czytał w moich myślach- Odparł
Laxar próbujący się otrząsnąć.
-Ale mamy jakiś trop, musimy odnaleźć tego chłopaka- Skomentowała
Birma
-To nie takie łatwe, odnajdziemy go tylko wtedy, kiedy
będzie chciał abyśmy go odnaleźli- Dodał Soren
-W mieście nic nam nie powiedzą, wszyscy się boją a rolnicy
mało wiedzą, praktycznie nic.
-Czyli znowu jesteśmy w punkcie wyjścia, co robimy?- Spytał
Irid.
-Czekamy na noc…- Dodał Soren.
6 Godzin później
Nocne niebo w tych rejonach było przepiękne, gwiazdy
rozświetlały horyzont niczym najjaśniejsze świece. Czwórka magów przez całą noc
wyczekiwała chwili, w której ujawnią się Efor Bronwe, siedząc w ukryciu
nieopodal pastwiska wsłuchiwali się w każdy, nawet najmniejszy szelest. Nie
chcieli odpuścić, dopiero, gdy na niebie znów zaczęło pojawiać się słońce
skierowali się do jednej z pobliskich karczm by chodź na chwile odpocząć i
przemyśleć gdzie popełniają błąd.
-Szlag by to!- Krzyknął Irid uderzając w stół z tak wielkim impetem,
że nawet obraz na ścianie zdołał zadrgać.
-Tyle godzin czekania na marne…- Dodała Birma. Opierając się
o drewniane krzesło.
-Skoro ten dzieciak, którego spotkaliśmy na rynku potrafił
czytać nam w myślach to tym bardziej musiał wiedzieć, że tej nocy będziemy ich
oczekiwać- Skomentował Soren.
-Idę się przejść, musze pomyśleć- Irid wyszedł z pokoju, w
którym siedzieli magowie i szybko zbiegł po schodach na dolne piętro karczmy,
wychodząc na dwór głośno trzasnął za sobą drzwiami. Widać było po nim
zirytowanie jego bezradnością w zaistniałej sytuacji, kierował się w stronę
zachodniej bramy miasta kopiąc po drodze każdy napotkany kamień. Przy wyjściu z
miasta usłyszał dziwny hałas w krzakach, który z powodu zdenerwowania
postanowił zignorować. Okazało się to jednak jego największym błędem po
oddaleniu się od miasta poczuł jak długie i ostre pazury przeszywają jego
brzuch. Obie z łap wielkiej, czarne bestii przeszyły go na wylot.
-Ostrzegałem…- Były to ostatnie słowa, jakie usłyszał Irid,
po nich Bestia szybkim ruchem brutalnie rozdarła jego ciało.
2 Godziny później
W całym mieście huczało od wieści o śmierci kolejnego
człowieka z rąk Efor Bronwe, magowie postanowili sprawdzić, kim był ów
człowiek. Gdy kierowali się w stronę zachodniej bramy, ich głowy przepełniała myśl,
że ofiarą mógł paść Irid, jedyną osobą, która wydawała się nie przejmować całą
sytuacją był Laxar idący przez cały czas z kamienną twarzą. Po dotarciu na
miejsce widok, który zastali był znacznie gorszy niż mogli sobie wyobrazić.
Rozkładające się ciało a raczej to, co z niego zostało wypełnione było wijącymi
się białymi robakami. Kompletnie rozszarpane części ciała rozrzucone nawet
kilka metrów dalej wskazywały jednoznacznie na śmierć z rąk bestii. Magowie nie
byli w stanie stwierdzić czy to właśnie ich przyjaciel leży rozszarpany tuż
obok nich. Pierwszym, który odważył się podejść do miejsca zdarzenia był Soren,
ukląkł przed korpusem ofiary, obok którego leżał metalowy naszyjnik, Soren
wziął go do ręki, po czym ścisnął z całych sił a po jego policzku słynęła łza,
którą szybko otarłby nikt nie widział go tym stanie.
-Wyślijcie kruka do mojego ojca… Napiszcie, że Efor Bronwe…
zostaną wyrżnięte, co do jednego!- Wstając oznajmił Soren łamiącym głosem.
-Ale…
-Nie słyszałaś, co powiedziałem?!- Przerwał Birmie, Soren.
Na twarzy Laxara widać było zdenerwowanie wywołane zachowaniem Sorena, lecz nie
próbował interweniować. Wiedział, że Soren wrze ze zdenerwowania i nie jest
sobą, Laxar złapał Birmę za ramię i dał jej do zrozumienia, aby zostawili
Sorena samego. Oboje udali się w stronę karczmy, w której mieli wynajęty pokój,
po drodze widać było jak Birma trzęsie się ze zdenerwowania.
-Wszystko w porządku?- Spytał Laxar.
-Myślisz że… że Soren to zrobi?
-Wdał się w ojca, oboje w chwilach słabości robią głupie
rzeczy. Może to przemyśli i uzna ten pomysł za idiotyczny, ale jeśli nie… cóż…
szykują nam się trudne łowy- Laxar rzucił spojrzeniem w stronę Birmy.
-Nie chcesz chyba powiedzieć, że pójdziesz razem z nim?
-Pójdę, bardziej od wilkołaków nienawidzę tylko tchórzy.
Jeśli mam zginąć to w walce, nie uciekając przed nią.
-To przestępcy mają swój honor?
-To raczej zasady moralne.
II
Laxar wraz z Sorenem i Birmą przemierzali rynek w poszukiwaniu
jakiegokolwiek tropu, który naprowadziłby ich na tajemniczą grupę. Kupcy na
mieście coraz bardziej się ich bali, śmierć Irida wstrząsnęła nie tylko magami,
całe miasto pogrążone było w strachu. Soren pomimo poczucia zagrożenia
zmotywowany był by pomścić swojego przyjaciela który był dla niego jak ojciec,
przez wiele lat razem trenowali przez co ich więź była stosunkowo mocna. Po
tygodniu poszukiwań dalej nie wiedzieli nawet gdzie mają zacząć. Pytali
miejscowych lecz każdy bał się z nimi rozmawiać lub upierał się że nic nie wie,
wydawało się że nigdy nie znajdą mordercy ich przyjaciela lecz coś przykuło ich
uwagę. Wysoki mężczyzna w średnim wieku stał nieruchomo na rynku ciągle patrząc
się w ich stronę. Wyglądał on inaczej, zdecydowanie inaczej. Ubrany w drogą
togę i skórzane sandały, stał całkowicie bez ruchu.
-Czego chcesz!?- Krzyknął Soren. Po jego słowach mężczyzna
zaczął odchodzić w stronę północnej bramy. Magowie biegli za nim, lecz ciągle
byli blokowani przez tłum, przeciskali się uparcie między mieszkańcami Artavel
próbując dopaść tajemniczego mężczyznę. Czuli, że jest to jedyna szansa na
odnalezienie zabójcy Irida. Gdy dotarli do bramy wydawało się, że trop się urwał,
lecz zobaczyli jak poszukiwany mężczyzna zaczął oddalać się od miasta.Czym
prędzej zaczęli biec za nim. Po chwili dotarli do oazy otoczonej wielkimi
piaszczystymi wydmami, na której było sporo miejsca, po chwili dopiero
zorientowali się jak łatwo dali się podejść. Mężczyzna stojący na środku zaczął
lekko śmiać się pod nosem, po czym odwrócił się i spojrzał na magów swymi
pomarańczowymi ślepiami bestii, w między czasie na wydmach zaczęli pojawiać się
kolejni i kolejni. Soren i dwójka jego przyjaciół stali twardo, nie myśląc
nawet o ucieczce.
-Soren, nasza magia jest tu bezradna, ani lód ani moja magia
roślin nie poradzi sobie w tych warunkach- Odezwała się drżącym głosem Birma.
-Ale moja sobie poradzi- Skomentował Laxar stojąc już w
pozycji bojowej. Laxar posługiwał się magią bazującą na czarnej materii, była
to jego własna magia, którą badał przez lata i doszedł w niej niemal do
perfekcji. Gdy przeciwnicy przeszli do ataku zmieniając się w krwiożercze
bestie pragnące mordu, Laxar stanął przed Birmą i Sorenem próbując ich chronić.
W tym momencie po raz pierwszy Soren ujrzał w nim kogoś więcej niż mordercę bez
emocji, Laxar gotowy był poświęcić własne życie by ich chronić, zwykły morderca
by tak nie postąpił.
-Nie mam zamiaru patrzeć jak z mojej winy ginie następna
osoba!- Wykrzyczał Soren stając obok Laxara.
Przeciwnicy byli coraz bliżej a magowie zdani tylko na siebie. Birma bez
słowa stanęła obok dwójki magów. Gdy synowie Ate zbliżyli się wystarczająco,
Laxar pokazał swoją magię, której bało się całe Eidenn. Wystrzeli kule czarnej
energii, wybuchając wyrzuciła bestie w powietrze, w tym momencie Birma złapała
je w pnącza, które przywołała tuż pod nimi a Soren nie tracąc czasu wystrzelił
lodowe strzały trafiając bezbłędnie i uśmiercając unieruchomionych
przeciwników. Lecz wrogów było za dużo, nawet tak sprawnie przeprowadzone ataki
nie pozwalały odeprzeć nacierających bestii. To był koniec, bestie zbliżyły się
do nich wystarczająco, lecz to, co się stało zaskoczyło wszystkich. Ognisty
wybuch odrzucił wszystkich stojących w jego pobliżu, przez chwilę w powietrzu
unosił się piaskowy pył, lecz gdy opadł wszyscy ujrzeli Vernesa stojącego
dumnie patrząc z pogardą na hordę sapiących bestii i gotowego by walczyć.
-Nie zbyt to rozważne, aby przychodzić z pomocą samemu,
zginiesz razem z nimi!- Wykrzyczał największy z pośród wilkołaków.
-Nigdy nie jestem sam…- Po tych słowach fala potężnych
czarów uderzyła z nad głów bestii, stojący na wydmach członkowie zakonu
uderzali zaklęciami celnie i zabójczo, nie mieli litości dla tych, którzy
zabili ich przyjaciela. Przeciwnicy zaczęli padać jak muchy, jeden za drugim
upadali na rozgrzane piaski Artavel. Część z Bestii zaczęła uciekać, Soren
widząc to rozpoczął za nimi pościg. Pośród nich, bowiem poznał zabójcę Irida, wiedział,
że jeśli nie zrobi tego teraz to nigdy więcej nie pomści śmierci towarzysza.
-Soren!- Krzyknął Vernes.
-Ten jest mój…- Soren z gniewem w oczach biegł o wiele
szybciej niż zwykle, Bestia zasypywała się w piasku, ciężko było jej biec. Mag
postanowił wykorzystać tą okazję i wycelował lodowy pocisk wprost w udo bestii.
Nagle zamieniła się ona w młodego chłopaka, który konał przebity lodowym
kolcem. Soren powoli podszedł do niego łapiąc oddech. Nie myślał o niczym innym
niż przelaniu krwi zabójcy przyjaciela.
-Bał się, kiedy go rozszarpywałem! Widziałem strach w jego
oczach! Jesteście słabi!- Krzyczał młody wilkołak.
-On zginął w walce, ty zaś jak konające ścierwo- Soren mocno
postawił nogę na klatce piersiowej ofiary, po to by przebić jego serce lodowym
mieczem. Z ust chłopaka polała się krew powoli spływając i mieszając się z gorącym piaskiem. Po chwili
wokół pojawili się magowie z zakonu i spojrzeli na ciało wilkołaka z pogardą.
Po Sorenie nie było widać zadowolenia, zabił on chłopaka, który był młodszy od
niego. Nie spodziewał się, że będzie czuł on tak wielkie wyrzuty sumienia. Tarius
złapał Sorena za ramię próbując go pocieszyć.
-Dobrze zrobiłeś- Odparł Tarius.
-Zabierajmy się stąd- Dodał Vernes.